Obudziłam się i udałam w głąb puszczy, gdzie znalazłam zabłąkanego zająca. Złapałam go i zjadłam, po czym ruszyłam dalej przed siebie. Szłam i szłam, aż usłyszałam skomlenie. Tak zapobiegawczo rozejrzałam się dookoła. Znalazłam wąską ścieżkę, to z tamtej strony dobiega dźwięk. Powoli i ostrożnie zakradałam się w tamtą stronę. Dotarłam na skraj małej polanki z wysoką trawą. Położyłam się i szukałam źródła dźwięku. Była nim jakaś młoda wadera około 3/4 lat. Leżała przy jakiś kudłatych kuleczkach, które pewnie były jej szczeniętami. Sama wadera była widocznie osłabiona i ranna. Usłyszałam strzał a wadera u padła. Po chwili podszedł tam jakiś młody chłopak. Na oko miał 16 lat. Bezlitośnie kopnął ciało wadery i zerwał jej z szyi jakiś kamień, którego wcześniej nie zauważyłam. Wtedy coś kazało mi na niego wskoczyć i wgryźć mu się w szyję… Zrobiłam to… po niecałej minucie człowiek leżał martwy na ziemi…
- Z..z..zabiłam człowieka? – wyszeptałam i chwilę stałam w miejscu gapiąc się na trupa. Gdy oswoiłam się z myślą, iż to ja zabiłam, kogoś kto zabił, było mi lepiej. Zabrałam plecak który chłopak miał przy sobie i kamień, który odebrał waderze. Usiadłam kilkanaście metrów dalej i przejrzałam zawartość plecaka. Znalazłam tam stara księgę pisaną w starodawnym smoczym języku, butelkę z wodą, jakiś kocyk, kilka bandaży, latarkę, i to coś co jadłam u ludzi. Z ciekawości otworzyłam księgę. Brat uczył mnie smoczego więc nie miałam problemu z odszyfrowaniem. Znalazłam tam rozpiskę wielu kamieni, minerałów i roślin, a w tym ów kamień wadery. Okazało się, że nic poza tym, że świeci jak latarka i tym, ze jest rzadki nic więcej nie było. Postanowiłam Oddać waderze kamień w ramach szacunku i ją pochować. Wykopałam dół, włożyłam do niego wilczycę i szczenięta, zasypałam. Postawiłam kilka kamieni dookoła pagórka który powstał i położyłam kilka kwiatów. Złapałam zająca i zjadłam obiad. Potem ruszyłam w dalszą drogę…