Obudziłam się i jak zwykle udałam na śniadanie. Tym razem jadłam zająca, który miał pecha i pojawił się na mojej drodze nad jeziorko. Alfa zarządziła tułaczkę w kierunku północy, więc razem z Ayoko i bratem pobiegliśmy do przodu. Gdy zbliżał się zachód, brat rozpalił ognisko i przygotował razem z Ayoko szałasy dla watahy, która po czasie doszła do nas. Ja jak to ja, poszłam się powłóczyć po okolicy. Napotkałam po czasie Ciepłe jezioro. Podeszła do niego i zanurzyłam łapę. Nic się nie stało. Zaczęłam wpatrywać się w wodę. Po czasie coś mnie popchnęło i wpadłam do jeziora. Nie mogłam się ruszać, a do moich płuc wlewała się woda. Zanim odpłynęłam widziałam jeszcze cięcie na prawej łapie i krew, potem zapadła ciemność…
Obudziłam się w dziwnym miejscu. W ludzkim domu. Nie byłam wilkiem tylko nastoletnią dziewczyną. „Jestem człowiekiem?!”
- Lucy! Śniadanie! – Zawołała jakaś kobieta. Ja jednak nie zwracałam na nią uwagi. Podeszłam nieśmiało do lustra i zobaczyłam jak wyglądam. Mam jasne zielone czarne oczy i rude włosy. Po chwili zauważyłam kobietę…
- Nie słyszałaś jak Cię wołałam? - zapytała, a ja tylko pokręciłam głową. Po chwili kobieta zaczęła schodzić po schodach i dodała ciszej. - Co ja z Tobą zrobię córciu?- „Córciu? To moja mama? Wygląda na to, że w ludzkim ciele tak” pomyślałam i poszłam za nią, bo co miałam zrobić. Doszłam do rzekomej jadalni i dostałam jakiś talerz z czymś na czymś leżał cienki kawałek mięsa. Kobieta miała swoją porcję. Czegoś i zaczęła to jeść. Uznałam, że jest to zjadliwe i spróbowałam. „Całkiem smaczne.” Zjadłam i postanowiłam coś powiedzieć.
- Jaki dziś dzień… mamo?- zapytałam niepewnie.
- Sobota kochanie. Możesz pójść do lasu jeśli o to pytasz. Godzinę temu przyszedł tu Sam i pytał o Ciebie. Miły chłopak, mówił byś przyszła po śniadaniu na polanę. – odpowiedziała miła kobieta.
- Dziękuję, za śniadanie. Co mi się stało w łap…w rękę?
- Nie pamiętasz? Mocno musiałaś się uderzyć. Spadłaś z drzewa kochanie. Sam Cię przyniósł wczoraj do domu. Padało więc byliście mokrzy.
- aha…
- Przed wyjściem się przebierz bo nie chcę kolejny raz kupować ci ciuchów.
- Dobrze. – poszłam w kierunku pomieszczenia, w którym się obudziłam otworzyłam szafę i założyłam jakąś bluzę z kapturem, grube getry i buty z twardą podeszwą. Zdziwicie się ale tu jest ciepła wiosna. Tak gotowa wyszłam z rzekomego domu i poszłam w kierunku lasu. Szybko znalazłam polanę i tego Sama. Podeszłam do niego i przywitałam się.
- Cześć…
- Witaj Lucy…, a może raczej Victorio.
- Co?- Z kąt on?...- Z kot Ty…
- Z kąt wiem kim jesteś? Otóż o ja Cię tu sprowadziłem.
- Nie… -odpowiedziałam i zaczęłam się cofać. W tym Momocie chciałam aby się przewrócił. Po chwili zaczął wiać silny wiatr, a Sam się zachwiał. „Mam tu moce? Ekstra! Ciekawe czy są skrzydła…” pomyślałam. Skupiłam się na ym, że chce mieć skrzydła i proszę. Mam moje wilcze skrzydełka. Sam zaczął biec w moim kierunku. Zrobiłam szybki unik, chłopak się wywalił, a ja wzbiłam się w powietrze. Teraz ja rozdaję karty. On nie umie latać bo bezsensownie skacze pode mną i próbuje złapać mnie za nogę. Podleciałam kawałek wyżej i zaczęłam zadawać mu pytania.
- Kim jesteś i z kąt wiesz kim jestem ja?! – zawołałam do niego.
- Na prawdę mnie nie poznajesz głupi klopsiku? – Tylko jedna osoba się tak do mnie zwraca. Alkali!
- Alkali! Gadaj jak wrócić do wilczego ciała! – On się tylko zaśmiał i pomachał mi 2 fiolkami z niebieskawo-zielonkawą cieczą. Potem rozbił jedną fiolkę i pojawił się dymek. Chłopak znikł, a pojawił się Czarny wilk z czerwonymi oczami i bliznami na ciele. Drugą fiolkę miał zawieszoną na szyi dzięki cienkiemu sznureczkowi. Idealny by go zerwać. Wystarczy szybko podlecieć, złapać fiolkę i odlecieć… Wilk szykował się do skoku. Szybko zakręciłam się w powietrzu i wzleciałam wyżej. Muszę zostać nad polaną, bo skończę tak jak poprzednio. Wilk chybił i szykował się do kolejnego skoku. Teraz byłam na wystarczającej wysokości by mnie nie sięgnął.
Przyszykowałam się do tego by zabrać mu naszyjnik z fiolką. Podleciałam niżej i zaczęłam nad nim latać w kółko. Po pewnym czasie widać było, że kręci mu się w głowie. Szybko podleciałam i złapałam fiolkę. Kopnęłam go na odchodne przy okazji się odbijając i wzniosłam się znowu w powietrze. Podleciałam nad chmury i leciałam w kierunku, który uważałam za słuszny. Aby oszczędzać siły leciałam z prądem powietrznym i szybowałam na nim. Leciałam do zachodu słońca. Potem obniżyłam lot. Zauważyłam, że na ziemi i drzewach jest śnieg. Poem dostrzegłam ogniska i szałasy. „To WSO! Jestem przy swoich!” Wylądowałam niedaleko i zrobiłam to co Alkali. *puf* I nic.
- Co jest?! -Wydarłam się. – Czemu o nie działa?! – I to był błąd. W około mnie zjawiły się wilki z WSO. Nie patrzyły na mnie jak na członka watahy. „jestem dla nich obca? O nie! Nie chcę” Dostrzegłam w śród wilków mojego brata. Postanowiłam z nim porozmawiać telepatycznie, bo inaczej się z nim nie dogadam.
-Weugo? – zapytałam najpierw normalnie. Część wilków spojrzało na mojego brata. Ten się nieco zdziwił, co było widać po oczach. Podszedł do mnie nieufnie. Coś warknął ale nie rozumiałam. –Nie rozumie Cię ale wiedz, że to ja Vi. Twoja siostra. – po chwili z zawilców wyłonił się Ayoko. Pewnie usłyszał moje imię. Podszedł do mnie i mi się przyglądał. Pewnie się o mnie martwił, z reszta tak jak brat. Nie było mnie cały dzień i noc. Widząc że się nie dogadam, postanowiłam wrócić do planu i rozmawiać telepatycznie. Zwróciłam się do każdego wilka i zamknęłam oczy,po chwili je otwierając i patrząc na zgromadzonych. Usłyszałam ich głosy. O to mi chodziło. Tylko, że słyszę ich myśli.
~Weugo powtórz to co mówiłeś wcześniej.
~Co? Kto to powiedział? – wszystkie wilki poparzyły na siebie zdziwione. Potem zwróciły oczy na mnie. Teraz miałam pewność, ze wszyscy o słyszą.
~ja mówię –pomachałam niepewnie ręką –To ja Vi. Alkali wepchnął mnie do magicznego jeziora. Potem zmieniłam się w człowieka.
~ Nie możliwe – usłyszałam głos jednego z mistrzów magi. ~takie jeziora są bardzo rzadkie.
~ Jeśli jesteś tym za kogo się uważasz to nam je pokaż! –Rozkazali inni, Alfa pokiwała głową na tak.
~ Dobrze chodźcie za mną. – Ominęłam wilki stojace mi na drodze i poszłam w dobrze znanym mi kierunku. Po czasie doszliśmy do Gorącego jeziora. Schyliłam się i dotknęłam wody tak jak poprzednio…
Olśniło mnie. Zjęłam bandaż z ręki. Nie było już tam śladu po ranie. Podeszłam do brata i złapałam go za łapę. Zawarczał złowrogo. Nie wierzył mi. Mimo wszystko kontynuowałam czynność, lekko nacisnęłam na opuszki łapki, z której wysunęły się ostre pazurki. Przejechałam nimi po mojej ręce nacinając skórę. Z ran wypłynęła krew a wilki nie wiedząc co się dzieje parzyły na każdy mój ruch. Wzięłam krótki rozbieg i wskoczyłam do jeziora. Czekałam aż woda wleje mi się do płuc nie walczyłam z nią. Nie użyłam mocy oddychania pod wodą. I tak nie mogła bym AK długo wytrzymać bo nie umiem jej całkiem kontrolować. Widziałam mroczki przed oczami, straciłam przytomność…
Obudziłam się na brzegu. W około mnie stali wszyscy zgromadzeni. Weugo do mnie podbiegł i się przytulił. Wróciłam do wilczej postaci. Próbowałam przywołać wiatr… i nic. Wszysko wróciło do jako takiej normy. Potem długo opowiadałam wszystkim moją całą historię w ludzkim ciele. Wszyscy byli nia oczarowani…