rozmawiałam.
I oczywiście, jak to mam w zwyczaju udałam się nad pobliskie jezioro, aby pomyśleć i coś zjeść. Po posiłku zasnęłam…
Gdy się obudziłam, był właśnie zachód słońca, a ja zauważyłam, że Po drugiej stronie jeziora ktoś jest. „To chyba ten nowy członek watahy.” Pomyślałam… „Jak on się nazywał? Lapis? Eee Lupis? Też nie… mniejsza z tym. Zapytam go.”
Z taką myślą przybliżałam się do znajomego. Gdy już byłam na około 20m przed nim, zaczęłam się troszkę bać…
Przede mną stał około 5 letni basior, o czarnej sierści i sprytnych błyszczących oczach. Był ogromny (przynajmniej dla mnie), a na jego ciele znajdowały się blizny. Świadczyły o jego odwadze (albo
głupocie, choć myślę, że to pierwsze) i o jego sile. „Pewnie ma ciekawą historię” pomyślałam, ale to nie zmienia faktu, że lekko się go bałam. W końcu jest Starszy i wygląda na doświadczonego w boju. Mimo wszystko odważyłam się zagadać…
- Cześć! My się jeszcze nie znamy… Jestem Victroia. Tutejszy przewodnik i odkrywca. Kim jesteś? - Czekałam cierpliwie na odpowiedź ze strony basiora…
Lupin?