Jak każdego dnia obudziłam się rano przed wschodem słońca i udałam się z bratem nad jezioro złapać jakieś ryby. Po śniadaniu mój bratki poszedł do Alfy, medyków i kilku innych wilków porozmawiać o mojej zamianie w człowieka. Wspólnie ustaliliśmy wczoraj, że ta woda działa tylko na ranach otwartych, czyli po nacięciu skóry. Ja zostałam zasypywana masą pytań typu:
- Jacy są ludzie?
- Co jedzą?
- Jak się zachowują?
I wiele, wiele podobnych. Na wszystkie odpowiadałam szczerze, ale gdy męczyli mnie 3 godzinę uznałam, że mam już dość. Po prostu sobie poszłam… Ayoko jakoś się do mnie nie odzywa. Chyba ma focha, ale cóż nie mogę go winić. Po akcji ze smokiem był trochę obrażony, a ostatnio Alkali zmienił mnie w człowieka. No tak w skrócie dużo się działo. Jak to mam w zwyczaju udałam się nad jeziorko, by oczyścić myśli, tylko tym razem zwykłe. Położyłam się na brzegu i patrzyłam się w taflę wody. Obserwowałam tamtejsze życie. Już wiosna i dni są coraz cieplejsze. Śnieg się topi, a ja nawet nie ulepiłam bałwana. No trudno… chyba dożyję przyszłej zimy…
Nagle usłyszałam szelest. Powoli wstałam i napięłam mięśnie. Wsłuchiwałam się w otaczające mnie otoczenie. Po chwili zaczęłam węszyć…
-Alkali… pokaż się. – powiedziałam stanowczo.
- Oo… widzę, że się już nie boisz… - Czarny basior wyszedł z krzaków i stał z 10 m przede mną. Powoli podchodził, a ja odbijałam w lewo. Cały czas patrzyłam na niego.
- Czemu cały czas się spotykamy? – zapytałam, byłam właśnie obok ścieżki prowadzącej do obozu WSO. W każdej chwili mogłam uciec i otrzymać pomoc.
- Oj nie mów klopsiku, że braciszek nic Ci nie powiedział o rodzicach…
- Mówił, że nie żyją… Co cię to obchodzi?!
- Oj Ty moja mała kruszynko. Jestem twoim tatą… Nie wiadomo czemu braciszek zabrał cię z naszej jaskini i uciekł. Potem trafiliście do laboratorium człowieka. Teraz jesteście w tej beznadziejnej Watasze. Wróć do taty.
- Nie! Kłamiesz! Na pewno nie jesteś moim ojcem! Chciałeś mnie zabić!
- Nie… chciałem cię zabrać do domu, ale tak jak brat jes… - dalej nie słuchałam, pobiegłam do mojego brata. Na szczęście Alkali nie biegł za mną. Na moment się zatrzymałam, stał tam, gdzie go zostawiłam. Zawołał do mnie - Jeszcze będziesz chciała wrócić! – i zniknął. Poszłam szukać brata. Gdy go znalazłam, zaczęła się trudna rozmowa…
- Dlaczego Alkali uważa, że jest naszym ojcem?! - wydarłam się na niego:
- Nie wiem, o czym mówisz… - mówił spokojnie, ale było widać, że jest spięty.
- Nie udawaj głupiego! Widać, że ściemniasz! Gadaj prawdę, bo wiesz, jak to się skończy! – Weugo pokiwał głową na nie, a ja popchnęłam go do najbliższego drzewa i przygryzłam mu przednią łapę. Ściskałam mu ją, dopóki nie poklepał mnie 2 razy w jedną łapę, co oznaczało, że się poddaje.
- Kiedy miałaś dwa miesiące zmarła nasza mama. Ojciec nie umiał się pozbierać i Wyżywał się na nas. Oczywiście próbowałem cię chronić i któregoś ranka, gdy ojciec był na polowaniu. Zabrałem cię i uciekałem z Tobą w góry. Nie mieliśmy szczęścia i 4 miesiące później trafiliśmy na badania. Potem sama wiesz, co się stało…
- Nie dostałam odpowiedzi! Alkali jest naszym ojcem, czy nie!
- Jest… - po tym puściłam go i szybko poleciałam do puszczy po drugiej stronie jeziora. Wleciałam kawałek i Położyłam się na drzewie. Sama nie wiem czemu, ale z moich oczu wypływały strumienie łez. Około 2 rano zasnęłam…