Przymknęłam oczy, by towarzyszący mi wilk nie widział tego smutnego błysku. Powrót do przeszłości nic nie zmieni, powinnam się skupić na przeniesieniu tych tobołków na wskazane miejsce od wadery, która o to poprosiła. No, dalej Hope, masz zadanie do wykonania. I kiedy już się pogodziłam, że tamte wydarzenia to już nie wrócą, coś się stało.
Błysk charakterystycznego obrzeża lasu i czerwone oczy niczym lawa.
Wizja.
Otworzyłam szeroko oczy.
– Niemożliwe – szepnęłam sama do siebie. Nie byłam pewna czy przedmioty same ze mnie spadły czym je zrzuciłam, zaraz ruszyłam biegiem ku tamtemu miejscu, ignorując zdumiony okrzyk basiora nawołującego mnie. Napełniona determinacją, by dotrzeć tam, pierwszy raz tak skutecznie ignorowałam wszystko i wszystkich. Na miejsce dotarłam po może dziesięciu minutach, pod koniec już znacznie zwolniłam kroku, aż do zatrzymania, by uspokoić oddech. Na trzask gałązki zza krzaków, nastawiłam uszy, podchodząc bliżej. Po przekroczeniu tej bariery ujrzałam wilka o tak znajomych oczach, dostrzegając mnie w zaskoczeniu.
– Rozmova – powiedziałam głucho.
Mova?