– Zaczyna się kolejny, piękny dzień – powiedziała ledwo przytomna. By się zbudzić, poszła na pobliski stawik, przemyła pysk i łapy, napiła się też trochę. Mroźna, ale odświeżająca woda.
Rozciągnęła się kolejny raz i poszła do nory, skąd wzięła swój kaptur i odeszła w dal, w końcu trzeba było jakoś wykorzystać ten dzień. Przechodząc przez lasy, zauważyła, że coś lśni w oddali. Podeszła i zauważyła piękne kwiaty.
– Wiosna wraca. – Uśmiechnęła się, zerwała je i włożyła do kieszeni tak, żeby wystawały.
Udała się dalej na tereny watahy. Po drodze robiła przerwy, podziwiała naturę i cieszyła się życiem. Nawet po stracie rodziny, nigdy nie była w depresyjnym stanie. Po prostu żyła, jak najlepiej się dało. Powróciwszy do teraźniejszości, usiadła ona po dłuższej wędrówce na mostku i patrzyła w dal, oglądała ptaki, wsłuchiwała się w ich pieśni. Robiło się kolorowo i wreszcie nadchodziła wiosna. Nawet jak śnieg jeszcze był, to świat się wybudzał.
Przyglądała się tej naturze, lecz po chwili zamknęła oczy. Słuchała dźwięków natury i to spowodowało napływ weny. Zaczęła ona wyć, śpiewać piosenkę. Była to piosenka, którą zawsze śpiewała jej mama, nie rozumiała sensu. No cóż może wiedzieć dopiero co urodzony wilk? Lecz przez te krótkie życie za dużo się stało, za dużo.
– Chcę śnić czarne loki splątane, fiołkowe oczy mokre od łez...
Po chwili usłyszała ona czyjś oddech. Skręciła łeb w stronę lasu i ujrzała tajemniczą postać. Widziała tylko czarne zarysy sylwetki, więc wstała i spoglądała cały czas na nią.
– Kim jesteś? – powiedziała i skuliła uszy, lecz postać nie odpowiedziała. Powoli cofała się ona do tyłu; czarny zarys się nie ruszał.
Uciekła jak najdalej. W tle słyszała ona orła, uśmiechnęła się. Spojrzała na swój naszyjnik i stanęła gdzieś w lesie. Zabrakło jej tchu, aż ujrzała znowu tego wilka.
– Nie zgubiłaś czegoś, księżniczko?
– Co proszę? – Ujrzała ona swoje kwiaty. Skrzywiła się, ewidentnie jakiś basior, któremu się nudziło i szukał pociechy.
Ktosiu?