To nie miało być tak. To od początku nie miało być tak.
Ostry, jesienny deszcz siekł wszystko wokół. Obślizgła, lepka mgła wiła się po ziemi jak olbrzymi, biały wąż, zasłaniając świat białym całunem. Niewielka grupka wilków trzymała się nieco bardziej na uboczu od sporej grupy.
- Uważajcie. Smok może być niedaleko - rozległ się schrypnięty głos, należący do czarnokolorowej postaci. Rainbow. Choć zawsze była niewielka, tamtego dnia wydawała się jeszcze mniejsza. Niegdyś żywa sierść, teraz sprawiała wrażenie wypłowiałej. Kolory przybladły. Ta Rainbow była cieniem dawnej siebie.
- Co tu robimy? - zadała pytanie wadera. Rainbow nawet jej nie pamiętała. Zamrugała oczami.
- Chronimy wilki przed zaatakowaniem. Innymi słowy, odwalamy brudną robotę.
Szelest rozległ się niedaleko. Odruchowo napięła mięśnie.
- Jest tutaj - szepnęła. Dźwięk przerwał nieprzyjemną, jakby wymuszoną ciszę. Kilka metrów dalej rozbłysły gadzie, żółte oczy.
Leden wynurzył się znikąd, zionąc czymś w rodzaju płynnego lodu. Silne machnięcie umięśnionym ogonem odrzuciło ją kilkanaście metrów dalej, na trawę. Wypluła krew. Szkarłatne krople pobłyskiwały na trawie, niczym jakaś makabryczna rosa. Dziwne. Nie czuła bólu. Spojrzała w niebo, zasnute ciemnymi chmurami i podźwignęła się na nogi. Kilkoro członków oddziału również leżało na ziemi. Trawę oblewał karmazynowy deszcz.
Niedobrze.
Jeden smok, a tyle ofiar?
Gad ryknął i wzbił się w powietrze, odsłaniając swój brzuch na tyle, by mogła zauważyć pozornie nieważną skazę. Na szyi, w prawo od miejsca, gdzie łączy się z tułowiem, brakowało paru łusek, odsłaniających nagą skórę.
- Szyja.. - krzyknęła. Z jej gardła wydobył się jednak tylko cichy szept. - Celujcie w szyję.
Nie czuła się zbyt dobrze. Zachwiała się. Skierowała wzrok na bok i z zdziwieniem stwierdziła, że zmienił się w jedną wielką ranę.
Kiedy to się stało?
Jesteś ciężko ranna, szepnął rozsądek. Jeśli wycofasz się teraz, przeżyjesz.
Od kiedy jestem znana z słuchania rozsądku?
Spojrzała uparcie na smoka. To spojrzenie zdawało się mówić wszystko. Albo ty, albo ja. Jeśli nie mogę zmienić wyniku, pociągnę cię za sobą.
- Odwrócę jego uwagę. Wy go zabijcie - wychrypiała głośno. - Poradzę sobie.
Leden zwrócił nienawistny wzrok w jej stronę. Zrozumiała to bez słów. Z wielką przyjemnością przyjmę wyzwanie.
Och, z miłą chęcią.
Żyłka dawnej Rainbow odezwała się w niej. Ciało nie wytrzymywało, ale napędzała je jakaś tajemnicza energia, zdolna poruszyć góry. Mruknęła z zachwytu.
Smok ruszył ku niej. Stała w milczeniu, nieporuszona wizją nadchodzącej śmierci. Zdała sobie sprawę, że nigdy jej się nie bała. Bała się jedynie jej skutków.
Ostry, jesienny deszcz siekł wszystko wokół. Obślizgła, lepka mgła wiła się po ziemi jak olbrzymi, biały wąż, zasłaniając świat białym całunem. Niewielka grupka wilków trzymała się nieco bardziej na uboczu od sporej grupy.
- Uważajcie. Smok może być niedaleko - rozległ się schrypnięty głos, należący do czarnokolorowej postaci. Rainbow. Choć zawsze była niewielka, tamtego dnia wydawała się jeszcze mniejsza. Niegdyś żywa sierść, teraz sprawiała wrażenie wypłowiałej. Kolory przybladły. Ta Rainbow była cieniem dawnej siebie.
- Co tu robimy? - zadała pytanie wadera. Rainbow nawet jej nie pamiętała. Zamrugała oczami.
- Chronimy wilki przed zaatakowaniem. Innymi słowy, odwalamy brudną robotę.
Szelest rozległ się niedaleko. Odruchowo napięła mięśnie.
- Jest tutaj - szepnęła. Dźwięk przerwał nieprzyjemną, jakby wymuszoną ciszę. Kilka metrów dalej rozbłysły gadzie, żółte oczy.
Leden wynurzył się znikąd, zionąc czymś w rodzaju płynnego lodu. Silne machnięcie umięśnionym ogonem odrzuciło ją kilkanaście metrów dalej, na trawę. Wypluła krew. Szkarłatne krople pobłyskiwały na trawie, niczym jakaś makabryczna rosa. Dziwne. Nie czuła bólu. Spojrzała w niebo, zasnute ciemnymi chmurami i podźwignęła się na nogi. Kilkoro członków oddziału również leżało na ziemi. Trawę oblewał karmazynowy deszcz.
Niedobrze.
Jeden smok, a tyle ofiar?
Gad ryknął i wzbił się w powietrze, odsłaniając swój brzuch na tyle, by mogła zauważyć pozornie nieważną skazę. Na szyi, w prawo od miejsca, gdzie łączy się z tułowiem, brakowało paru łusek, odsłaniających nagą skórę.
- Szyja.. - krzyknęła. Z jej gardła wydobył się jednak tylko cichy szept. - Celujcie w szyję.
Nie czuła się zbyt dobrze. Zachwiała się. Skierowała wzrok na bok i z zdziwieniem stwierdziła, że zmienił się w jedną wielką ranę.
Kiedy to się stało?
Jesteś ciężko ranna, szepnął rozsądek. Jeśli wycofasz się teraz, przeżyjesz.
Od kiedy jestem znana z słuchania rozsądku?
Spojrzała uparcie na smoka. To spojrzenie zdawało się mówić wszystko. Albo ty, albo ja. Jeśli nie mogę zmienić wyniku, pociągnę cię za sobą.
- Odwrócę jego uwagę. Wy go zabijcie - wychrypiała głośno. - Poradzę sobie.
Leden zwrócił nienawistny wzrok w jej stronę. Zrozumiała to bez słów. Z wielką przyjemnością przyjmę wyzwanie.
Och, z miłą chęcią.
Żyłka dawnej Rainbow odezwała się w niej. Ciało nie wytrzymywało, ale napędzała je jakaś tajemnicza energia, zdolna poruszyć góry. Mruknęła z zachwytu.
Smok ruszył ku niej. Stała w milczeniu, nieporuszona wizją nadchodzącej śmierci. Zdała sobie sprawę, że nigdy jej się nie bała. Bała się jedynie jej skutków.
- Zagrajmy - szepnęła słodko.
<The end. Pożegnajmy naszą (niezbyt)kochaną Rainbow. Jeśli Sunset zechce, może dokończyć, ale nie wiem <3 Planowałam napisać dokończenie do kogoś, kto ją znał, a wychodzi na to, że została tylko Pani Słoneczko>