- Dlaczego miałbym się z tobą nie zadawać? - zapytałem, uśmiechając się lekko. - Moim zdaniem to niesamowite, że widzisz duchy.
- Naprawdę tak sądzisz? - Corners spojrzała na mnie. Popatrzyłem w stronę odcisków łap.
- Hej, jestem Zefir. - przedstawiłem się. Mam nadzieję, że Corners nie robi mnie w balona...
- Mówi, że miło cię poznać. - powiedziała cicho waderka. Usłyszałem czyjeś kroki. Spojrzałem w tamtym kierunku. Szła tam moja mama i wadera z szarymi skrzydłami, pewnie mama Corners.
- Zefir! - krzyknęła moja mama. - Tak się martwiłam!
- Core! Gdzie ty byłaś?! - powiedziała szaroskrzydła wadera. Tak, to na pewno była mama Corners. Nagle bariera utworzona przez Aidera... nie... Aidena prysła. Zaczął pchać nas wiatr, płatki śniegu nieprzyjemnie wlatywał do oczu. Zamknąłem oczy i powoli zacząłem iść w stronę matki. Core robiła to samo. Po chwili byłem już obok mamy.
- Do zobaczenia, Corners. - powiedziałem cicho.
- Cześć, Zefir. - odpowiedziała, po czym poszliśmy do swoich domów.
*parę miesięcy później*
Wiatr przyjemnie targał moje futro. Popatrzyłem, czy na pewno nikt mnie nie obserwuje. Nikogo nie dostrzegłem. Uśmiechnąłem się lekko i momentalnie wzbiłem się wyżej. Gdy byłem ponad chmurami, zrobiłem "beczkę" w powietrzu po czym złożyłem skrzydła i zacząłem pikować w dół. Zamknąłem oczy. Po paru sekundach rozłożyłem skrzydła i lekko wylądowałem na ziemi. Spojrzałem na ziemię. Obok moich łap, zobaczyłem cień jakiegoś wilka. Podniosłem wzrok i ujrzałem prawie dwuletnią waderę z szeroko otwartymi oczami.
- To... było... niesamowite... - wyjąkała.
- Heh... dzięki. - powiedziałem zaskoczony.
- Nauczysz mnie? - zapytała nieśmiało. Aż tak jej się podobało? Nie wiem, czy się nadaję na nauczyciela. Waderka zaczęła mydlić mnie oczami. Westchnąłem.
- No dobrze, Core. - uśmiechnąłem się lekko, po czym rozłożyłem skrzydła i przygotowałem się do lotu.
Corners? Przepraszam, że tak długo czekałaś