Uśmiechając się, głęboko westchnęłam.
Dobrze, że obudziłam się tak wcześnie, ponieważ od niedawna zapragnęłam zobaczyć tę grę świateł i słońca, którą zwą wschodem. Nie oglądałam jej od dobrych paru miesięcy, głównie dlatego, że jestem typem wilka śpiącego cały czas i do późna, ale dzisiaj postanowiłam zobaczyć to, do czego tak tęskni moje serce.
Wstałam, po czym wybiegłam jak najszybciej ze swojej jaskini. Po chwili intensywnego rozgrzewkowego galopu stanęłam na samym środku pobliskiej łączki, pełnej stokrotek, tulipanów i paru krzaków róż. Wszystko to wydzielało tak intensywny zapach, że uśmiechnęłam się szeroko. Mocno wciągnęłam powietrze nosem, chłonąc tą wiosenną woń.
Odkryłam ostatnio jedną z właściwości mojego wianka, czyli wchłanianie pięknych zapachów. Aby sprawdzić, czy dalej to działa, zrobiłam parę kroków w stronę lasu (który, notabene, też był niczego sobie). Powąchałam roztaczający się ode mnie zapach. Wcześniejszy eksperyment mnie nie zawiódł, wianek pachnął różą i wiosenną łąką. A jeśli wianek, to i ja.
Mrużąc oczy, spojrzałam w górę, w stronę słońca, i zauważyłam jeden mały promyczek, co było dziwne, gdyż zaskoczył mnie widok takiego czegoś gołym okiem. Poza tym, ten jeden mały promyczek coś wskazywał. Jakąś drogę...
Hm, za bardzo nie mam nic do roboty, więc z radością udam się promyczkową ścieżką. Podążałam więc za moim przewodnikiem, który zaprowadził mnie aż pod wejście do jaskini. Ale on sięgał w jej głąb. Nie wahając się ani chwili, wbiegłam do niej i moim oczom ukazał się bezmiar kryształów. Najmniejsze dorównywały wielkością moim łapom, a na te największe musiałam patrzeć zadzierając do góry głowę. Ale promyczek wskazywał tylko jeden kryształ. A właściwie małe kryształki, bezbarwne, ale odbijające... Czy to są gwiazdy na galaktycznym tle? Idealne odwzorowanie nieba! Poza tym, na samym środku były zwężane, a obok leżały kawałki sznurków. Hm, taki naszyjnik może być dobrym dodatkiem do mojego niebieskiego wisiorka... Szybko wyczarowałam sobie torbę, która na chwilę posłuży jako transport dla małych kawałków, które wezmę na zapas, jakby ten jeden się zniszczył. Zawiesiłam go na dość długim kawałku sznurka, po czym ten na szybko zmontowany naszyjnik znalazł się na mojej szyi.
Usłyszałam jakiś dźwięk, więc szybko obróciłam się w jego stronę. Moim oczom ukazała się wiązka światła, ale rozbiła się ona pół metra przede mną. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Przede mną stała różowawa wadera z paroma ogonami, która zachowała się tak samo jak ja.
— Przepraszam i w ogóle — zaczęła — ale jak ty to zrobiłaś?!
— Nie wiem... To chyba... Przez ten kryształ — spojrzałam na niego i zobaczyłam na nim trzy rysy.
Nigdy nie miałam umiejętności "tarczy", więc to na pewno wina tego czegoś.
— Taiyō — przedstawiła się wadera.— Swatka.
— Shada, Biały Mag — odparłam, zaczynając pakować więcej kawałków kryształu do torby.— Chodź ze mną, zaniesiemy to Alfie Taravii.
— Tak, tak, chodźmy — chyba również była pod wrażeniem mocy tej niepozornej rzeczy. Na szybko skleciłam kolejny naszyjnik i założyłam go Taiyō.
— Masz, a teraz chodź! Szybko, nie ma czasu do stracenia!— popędziłam ją i zaczęłam biec co sił w łapach. Wadera dotrzymywała mi kroku.
~ W jaskini Taravii ~
Taravia? Taiyō?