Wredny oszust. Może sobie o mnie pomarzyć.
Chociaż... A gdyby... Nie. Jednak nie. Jednakże...
Wstałam i otrzepałam się z trawy. Moja sierść nadal była mokra, ale ciepła. No przecież logiczne. Ciepły śnieg. Wracając do Yorda, jest uroczy na swój sposób. I nawet trochę mi się podoba. Czuję się dosyć swobodnie w jego towarzystwie. Lubię go. Ale ta jego bezpośredniość mnie dobiła. "To może się ze mną prześpisz na zgodę?". Jak on w ogóle mógł o to zapytać? Pfff.
— Ej, Yord? — powiedziałam, wstając. Mam pomysł.— Chodź tu na chwilę.
Basior, niczego się nie spodziewając, podszedł do mnie, a ja szybko wepchnęłam go do wody (jak jej tam nie było to teraz jest xd). Szybko wskoczyłam za nim, szukając go wzrokiem. Zmarszczyłam brwi, gdy nigdzie go nie zauważyłam. Ej, a jak coś mu się stało?Nagle coś objęło mnie od tyłu. Spojrzałam w dół i zobaczyłam łapy Yorda.
— Hmph! — tak, to miało być " Yord". Ale trudno się mówi z zaciśniętymi szczękami.
Wypłynęliśmy na powierzchnię, a gdy tylko stanęliśmy na ziemi, przygniotłam go do niej i przytuliłam go mocno.
— Napędziłeś mi stracha — warknęłam.
Yord? (prosiłabym o dłuższe opowiadania!)