— Wszystko dobrze? — zapytała, ale chwila! Pyta się o to już po raz kolejny, za pierwszym razem jej nie odpowiedziałam? Może się o to dąsa, no nic. Wygląda na to, że już po niej to spłynęło jak woda po kaczce.
— Tak. Muszę ci coś powiedzieć.
— Zamieniam się w słuch — odpowiedziała, wyciągając głowę bardziej do mnie.
— Powinnaś bardziej kontrolować swoje moce. — Na moje słowa stanęła zamurowana. Otwarła pysk, ale nic nie powiedziała. — Widzisz te maleństwa? Pewnie uważasz je za szkodniki. Żerują w twojej... — zajrzałam do środka pomieszczenia — spiżarni, ale równie dobrze mogłabyś je zjeść lub przenieść w inne miejsce. Zagrodziłaś swoją jaskinię lodem, a one na tym ucierpiały.
— Trochę lodu im nie zaszkodzi, nic im nie będzie.
Pokiwałam głową trochę niepewnie, ale nie zgadzałam się z tym, co mówiła. Posłałam jej ciepły uśmiech i wzięłam do pyszczka parę kosteczek, które drażniły mnie swą temperaturą. Wadera odprowadziła mnie wzrokiem, który wywiercał mi dziurę w plecach. Uczucie to szybko jednak minęło. Co za ulga, że nie wzięła sobie tych słów do serca. Muszę jeszcze bardziej poćwiczyć nad swoją taktownością. Ułożyłam się na posłaniu i odłożyłam myszy przed siebie. Podgrzewałam powietrze wokół mojej łapy i powoli odmrażałam małe istotki. Znalazłam sobie zajęcie.
— Nightshade, jak poprawi się pogoda, chciałabyś udać się na wycieczkę w chmurach?
— To brzmi trochę niebezpiecznie, poza tym nie mam skrzydeł.
— Zaproponowałabym wskoczenie na grzbiet, ale nie nadaję się na wierzchowca. Jednakże mam inny plan co do tej wycieczki. Nie umiem w telekinezę, ale żywioł powietrza nie jest mi obcy, polatasz i bez skrzydeł.... O, skończyłam!
Myszki piszczały cichutko, trzęsły się z zimna i strachu. Chciały uciekać, ale były sparaliżowane. Mruknęłam i łapą zgarnęłam je wszystkie do siebie, przytulając.
— Zabiorę je ze sobą, są urocze!
Nightshade?