Usiadłam przy swoim ulubionym jeziorku. Było dość ciepło, a gęste obłoki galopowały po niebie, raz po raz zasłaniając słońce, więc wszystko skąpane było w chłodnym i przyjemnym cieniu. Mimo wszystko wysoka temperatura zaczynała być nie do zniesienia. W końcu położyłam się na brzuchu i wbiłam wzrok w zbiornik wodny. Gdy zaczęło mi się nudzić, zaczęłam maczać łapę w wodzie, machając nią i chlapiąc na wszystkie strony. Końcówki moich włosów postanowiły zrobić sobie kąpiel i samowolnie pchały się do wody, co niezwykle mnie irytowało.
Ziewnęłam głęboko.
W sumie było nudno, ale czego można się spodziewać po...
Usłyszałam szelest, więc natychmiast stałam się niewidzialna dzięki mojej mocy iluzji. Przynajmniej dla oczu innych. Przesunęłam się powoli trochę dalej od jeziorka, żeby nie poruszać wody, co mogłoby mnie zdradzić. Gdy tylko ujrzałam nowoprzybyłego wilka, moje serce zaczęło bić o wiele szybciej i od razu rozszerzyły mi się źrenice.
Skrzydlaty, wysoki i szczupły basior. Miał białą sierść, gnieniegdzie poznaczaną błękitem. Grzywka zasłaniała jedno jego oko, więc mogłam zobaczyć kolor tylko tego drugiego, jakim był jasny niebieski. Podszedł do jeziorka i zaczął pić, a ja bez ruchu się mu przyglądałam. Bałam się, żeby moje serce, tak głośno bijące, mnie nie zdradziło. Żeby tylko mnie nie zauważył...
Tuż po nim z krzaków wybiegł kolejny basior, też przystojny, aczkolwiek nie dało się ich porównać, bo każdy był fantastyczny na swój sposób.
Ten drugi miał biszkoptowy kolor sierści i roześmiane, brązowe oczy, oraz szeroki uśmiech. Nie był tak wysoki jak ten biały, ale również bardzo mi się spodobał.
Westchnęłam cicho. Ah, Shada. Jesteś żałosna.
— Zaczekaj, Zefir! — zawołał ten biszkoptowy, podbiegając do skrzydlatego.
— Ale jesteś powolny, Hi — uśmiechnął się ten nazwany Zefirem.
Czyli Hi i Zefir. Zapamiętam.
Nagle poczułam jakieś zakłócenia, i natychmiast spostrzegłam, że już nie jestem niewidzialna.
— Cz-cześć — przywitałam się, gdy mnie zauważyli. Dlaczego ja się jąkam?
Zefir? Hide?