- Zefirze, Hide, Rize - zacząłem, ostrożnie dobierając słowa. Z nie do końca określonych przyczyn zaczynałem się stresować. - Chciałbym, żebyście wiedzieli, że zawsze możecie na nas liczyć.
Ich oczy świdrowały mnie z ciekawością i miłością, którą tak często u nich dostrzegałem.
- Niezależnie od tego - kontynuowałem - co się stanie, my zawsze będziemy po waszej stronie. Ja i mama.
Will potwierdziła moje słowa energicznym skinięciem.
- Poza tym chciałbym, żebyście byli dla siebie wsparciem. Nawet, jeśli się pokłócicie, bądźcie przy sobie. Bo nawet, jeśli cały świat obróci się przeciwko nam, mamy siebie.
Odetchnąłem, wiedząc, że powiedziałem to, co miałem powiedzieć. Może nie wyszło zbyt oryginalnie, ale przynajmniej mam to za sobą.
- Obiecujemy - odparł Zefir, a ja, wyrwany właśnie z transu, próbowałem ogarnąć co się dzieje. - Obiecujemy, że będziemy się wspierać.
- Na dobre i na złe - dodała z uśmiechem Rize, a Hide przytaknął z zapałem.
- Chodźcie tu - poleciła Will i wszyscy przylgnęliśmy do siebie.
Ekhem, to znaczy do mnie. Przylepili się do mojego futra, a ja uświadomiłem sobie, że wcale nie są tacy mali. Objęcie ich wszystkich łapami, całej czwórki, graniczyło z cudem.
Will? Uff, udało mi się coś na pisać. Za szybko ten czas mija >.<