...t-tak?
Issue próbował dalej, ale gdy minęła osiemnasta, ci sami mężczyźni wyciągnęli ją ze składzika. Wykończoną i obolałą nimfę zaciągnęli do tajnego laboratorium Lastèriusa, do którego żaden uczeń nie miał wstępu.
- Szczęściara - pomyślał, ukrywając zazdrość. - Psorek musi ją bardzo lubić, skoro tak jej ufa.
Ale Issue nie rozumiał, czego tak naprawdę Lastèrius chciał od dziewczyny.
***
W tajnym laboratorium panował półmrok. Żadne światło słoneczne nie mogło się dostać trzy metry pod ziemię, więc profesor rozproszył nieco ciemności butlami ze świetlikami, które zostały rozmieszczone pod szklaną podłogą. Świeciły one słabym, chłodnym blaskiem.
Dwóch osiłków wepchnęło wycieńczoną nimfę przez próg walcokształtnej komory krystalizacji, umieszczonej w samym centrum pustej, ciemnej sali. Byli nieczuli na jej krzyki, szarpaninę i łzy w oczach. Nie obchodził ich stan psychiczny magicznej istoty, w końcu i tak już nie zobaczy poranka. Dziewczyna padła na blaszaną podłogę, nie mogąc się nawet podnieść. Cała w siniakach i obtarciach, wychudzona i wyczerpana. Ludzie jej to zrobili, by było łatwiej nią pomiatać. Wycieńczona ofiara nie ma już sił na walkę, jednak wbrew oczekiwaniom- woli życia nie utraciła.
- Nie...proszę... - Roztrzęsiona i rozdarta odwróciła zapłakane, sine oczy w kierunku wyjścia.
- NIE! - Dziewczyna zdążyła na moment, gdy zakrzywione, szklane drzwi zetknęły się z walcowatą powierzchnią komory- zatrzasnęły się na amen. Chciała je popchnąć i wybiec z laboratorium, ale szyby docisnęły się już krawędziami i stały się jednolitym kawałkiem szkła. Nimfa tylko grzmotnęła pięściami o powierzchnię drzwi i osunęła się na posadzkę.
I pozwoliła samej sobie zapłakać ten jeden, ostatni raz.
Profesor przeszedł za szklaną ściankę, gdzie znajdował się panel kontrolny komory. Zaczął uruchamiać swój największy wynalazek, naciskać to kolejne przyciski, przeciągnął główną wajchę na najniższy bieg.
Silniki zabuczały pod podłogą, lampy zapaliły się w komorze, wokół ciała nimfy zawibrowało powietrze. Czuła działanie tych ogromnych magnesów na całym ciele. Najpierw dostała gęsiej skórki, żołądek podszedł jej do gardła, po chwili ciało uniosło się ponad podłogę.
Nie czuła ciężaru własnego ciała. Poruszała się jak w próżni, z taką różnicą, że mogła oddychać. Wciągnęła do płuc rozgrzane, śmierdzące metalem powietrze. Przez chwilę zapomniała o bólu krwawiących ran.
Była tak rozluźniona, że bała się napiąć chociaż jeden mięsień. Zastygła jak posąg i jedyne co robiła to samoistnie unosiła się do góry.
Długie, biało-zielone włosy falowały w powietrzu, muskając jej policzki, kark i nagie ramiona. Jakby cała ta energia nagromadzona wokół bawiła się nimi, zachwycając się ich śnieżnobiałym kolorem. Energia była tak subtelna i delikatna, że mogła poczuć się jak na kolanach własnej matki. Głaskała, podnosiła, tuliła w niewidzialnych ramionach, a jednocześnie nie naruszała granicy intymności. Nimfa nie mogła zrozumieć - przecież miała cierpieć. Dlatego ją tu przynieśli.
Dźwiga przesunęła się na trzeci bieg, a z silników buchnęła para. Magnesy pod podłogą i na suficie komory
przyciągały się coraz mocniej, a przebywanie w ich polu rażenia już nie miało w sobie nic z błogości.
Skóra zaczęła pękać. Tamta wcześniej niedostrzegalna energia, jak piorun wdarła się w ciało dziewczyny, nawet nie dbając o delikatność. W jednej chwili kochająca mama zamieniła się w skrzeczącego wampira, brutalnie wysysającego z niej resztki życia. Płynęła w jej żyłach, pulsowała w mięśniach, wiła się pod którą. Stała się jej częścią, a mimo to chciała rozerwać ją na strzępy.
Krzyki tłumiły płacz, łzy zmieszały się z krwią. Pomimo tego, nimfa wiedziała, że to dopiero przedsionek cierpienia.
CDN