- Jeeezzzuuu. - jęknąłem po czym w ułamek sekundy nieznajomy wilk był dociśnięty do ściany w pozycji co najmniej dziwnej. Patrzył na mnie wystraszony obawiając się że przy najmniejszym ruchu mogę go zabić swoim sztyletem, który miał bardzo, ale to bardzo blisko tchawicy. Zmarszczyłem brwi.
- Czego?! - warknąłem. - Albo nie. Zacznijmy od początku. Jak cię zwą?
Ten basior nie chciał się złamać.
- Puść mnie. - rozkazał. Szczerze? Widać że był starszy ode mnie.
- Nie. Przynajmniej dopóki mi nie odpowiesz na kilka pytań. - ponownie zawarczałem.
- Yord. - rzucił krótko i sucho.
- Widziałem cię ze Shadą.
- Czyżby znajoma? - spytał.
- Może tak, może nie... Nie no, dobra, siostra. - powiedziałem. - Ale do rzeczy.
- Co znowu mały ktosiu? - rzekł pogardliwie.
- Nie jestem mały! - odszczekałem się.
- To... Co do rzeczy? - przypomniał. Kurde, zapomniałem przez tego brązowego Yorda czy jak mu tam jest... Puściłem go. Instynkt zabójcy znów się uspokoił. Jednak jedna myśl chodziła mi po głowie... Co ona z nim robiła? Ach, no tak. Przyjaciel. A ja nie mam przyjaciół i jest pięknie. Żyję pięknie. Ale to wciąż może się zmienić... Uszedłem kilka kroków a kątem oka ujrzałem jak za mną podążał.
- Czego ode mnie chcesz? Jesteś taki sam jak Shada. Bynajmniej. - ostrzegłem. Wystarczyło kilka sekund by mi zagrodził drogę. Yh, tyle czasu? To zwierzyna potrzebuje mniej, ale dobra. Co mi tam.
- Co to znaczy? - spytał.
- Czyżby to pytanie było odpowiedzią na moje?
- Zostawiłeś ją przy wejściu do lasu. - wyjaśnił.
- Ach tak. Ona sama za mną szła i nie weszła do lasu. Choć ty masz więcej odwagi. - zauważyłem. Chwilę potem go wyminąłem, gdyż zauważyłem pięknie zakamuflowaną kryjówkę. - A teraz idę sobie. Mam więcej zajęć do ogarnięcia. - dodałem.
Yord?
Cóś mnie wena zaczyna opuszczać, ale kija z tym.
Cóś mnie wena zaczyna opuszczać, ale kija z tym.