- Przejdziemy się jeszcze nad rzekę? - szepnąłem jej do ucha, po czym z niej zszedłem. Wadera szybko wstała i otrzepała się ze śniegu. Miała lekko mokre włosy i wciąż przeuroczo zarumienioną twarz. Poczochrałem ją po głowie i rzuciłem śnieżką uciekając od niej długimi susami. Na odpowiedź samicy nie musiałem czekać długo, podbiegła do mnie i śmiejąc się natarła mój pysk śniegiem. W takiej wesołej atmosferze przeszliśmy dłuższy kawałek drogi, która nas czekała, kiedy przed nami rozpostarł się zapierający dech widok. Przyroda o tej porze roku naprawdę szalała, a ten efekt podbijała mieniąca się księżycowym światłem woda rzeki Valar. Otaczały ją kolorowo ukwiecone łąki, które chyba przykuły uwagę Shady.
- Jak tu pięknie... - zachwyciła się, po czym ruszyła w tamtą stronę szalonym galopem. - Kto ostatni ten łamaga! - krzyknęła będąc już dużo przede mną. Niewiele myśląc zerwałem się do biegu. Niestety, moja sprawność fizyczna nie jest na najwyższym poziomie, przez co nie miałem szans na wygranie tego wyścigu. W sumie... nikt nie powiedział, że nie można używać magii, prawda? W jednym momencie teleportowałem się kilometr w przód będąc już na łące i widząc przed sobą biegnącą samicę. Zdezorientowana gwałtownie się zatrzymała.
- To nie faaair! - krzyknęła robiąc obrażoną minę, po czym podbiegła żywym kłusem. Minęła mnie i usiadła kilka metrów dalej, nieopodal wody. Podszedłem bardzo blisko niej, niejako opierając się na jej plecach. Położyłem swoją głowę na jej i powiedziałem:
- Obrażona?
- Hmpf. - mruknęła znacząco odwracając głowę w prawo.
- To może się ze mną prześpisz na zgodę? - uśmiechnąłem się. Samica momentalnie odskoczyła przyjmując pozycję ofensywną i patrząc na mnie wystraszonymi oczkami. Roześmiałem się. - Żartowałem, żartowałem, spokojnie przecież ci nic nie zrobię. - spojrzałem na nią szeroko się uśmiechając. - Przepraszam, Madame. - ukłoniłem się.
Shada?