Jednak niedźwiadek nie zdradzał żadnej frustracji. Wręcz przeciwnie - nim zdążyłam mrugnąć, wlazł mi na grzbiet. Po chwili poczułam, jak coś mokrego.. chwila? mokrego? ssie mi ucho.
- Za jakie grzechy - jęknęłam do siebie - bogowie pokarali mnie niańczeniem niedźwiedzia?
Wyżej wspomniany niczego nie zauważył. Dalej ssał ucho. Delikatnie strząsnęłam go z grzbietu. Popatrzył na mnie z wyrzutem.
Zwróciłam się do Cynthii, która ledwo powstrzymywała śmiech. Swoją drogą, nie dziwię jej się.
- Dwa pytania. Jak mamy go zabrać i gdzie?
- A ty masz jakiś pomysł? - wypaliła nagle.
Zastanowiłam się chwilę.
- Znajdź mi najbliższe chłodne miejsce - powiedziałam z namysłem. - Góry są daleko. Cokolwiek przyniosło tu małego.. Chwila! - urwałam. W głowie zakiełkowało mi podejrzenie. - A jeśli jego matka gdzieś tu jest?
Cynthia otworzyła pyszczek i wysłała kolejną bezdźwięczną falę. Szczerze? Zazdrościłam jej tej umiejętności. Z moim lodem umiałam tylko niszczyć..
Potrząsnęłam głową, żeby odgonić złe myśli. To nie tak miało być.
Nagle Cynthia rozpromieniła się.
- Znalazłam ją! - niemalże krzyknęła. Pognała w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Ty idź, ja go popilnuję! - Przedostatnie słowo było skierowane do malucha, który najspokojniej w świecie baraszkował na moim grzbiecie. Usiadłam, przy okazji sprawiając, że niedźwiadek zjechał mi z grzbietu, i przytuliłam go do siebie. Nie chciałam, by się ogrzał jeszcze bardziej. To bywało niebezpieczne.
"Pospiesz się" - myśl była skierowana do Cynthii. Miałam nadzieje, że wszystko z nią dobrze. Wpatrzyłam się w niewidoczny horyzont. Moją jedyną myślą było "wracaj szybko".
Cynthia?