20 września 2018

Od Inveth cd. Artemisa

Ciepło rozlewa się po moim ciele falami; ogarnia mnie przyjemna senność, jakby lekkie przytępienie spowodowane nagłym komfortem. Nad głowami świeci nam jasne, lecz przyćmione nieco słońce, i choć w nozdrza kłuje ostry zapach zimy, kiedy przymykam oczy, czuję wokół aurę lata. Staram się w tym zatracić i chłonąć to uczucie całą sobą, żeby starczyło na dłużej. Uśmiecham się w półśnie, jaki mnie ogarnął, i wyrywa mnie z niego dopiero wrogi warkot, który uświadamia nam, że świat wcale nie zatrzymał się specjalnie po to, abyśmy mogli się ogrzać.
– Misko, co ty to... – szepczę i odwracam się, od razu analizując przeciwnika i otoczenie, jakby wcześniejsze rozeznanie miało dać nam przewagę.
Artemis także się odwraca, jego łapy pewniej przywierają do podłoża, ale ciało sprawia wrażenie niestałego – trochę tak, jak gdyby w każdym momencie mógł odskoczyć i zniknąć, albo unieść się w powietrze. 
Wilk, który od razu wydał mi się wrogiem i dlatego też założyłam, że trzeba będzie uciekać, przybliża się o jeden krok, a my nie mamy się jak cofnąć, stojąc zaraz obok gorących gejzerów. Szybkie spojrzenie w bok i ocenianie możliwości pierzchnięcia wąskim, suchym pasem. 
– O co chodzi? – pyta Artemis, nader dyplomatycznie nie dając po sobie poznać strachu czy przytłoczenia. 
Tamten warczy, obnażą kły i znów zbliża się o krok, trochę tak, jakby stracił umiejętność mowy. Towarzyszący mi basior analizuje przeciwnika, choć ja zdążyłam się już przekonać, że zbyt wiele się o nim nie dowiem na podstawie wyglądu. Zwykły, czarny, wszystko średnie i nijakie, jakby był tu tylko po to, żeby wypełnić fabularne braki w jakiejś książce. No, może oprócz nijakości trochę narwania w tych ciemnych ślepiach. 
Ja w tym czasie z zawziętością staram się przywołać płomienie, aby móc po prostu zmieść go z powierzchni, tak, żeby nie pozostała po nim nawet kupka popiołu. Nie chcę się wdawać w rozmowy, mam dość tych spojrzeń i bezczynności, przyparcia do muru bez realnej możliwości walki. Co z tego, że mamy przewagę, jeśli on zapewne zna to miejsce lepiej? Może gdzieś czai się jego wataha, a w niej dziesiątki takich samych, nijakich wilków, które będą chciały nas ugotować żywcem poprzez wepchnięcie do gejzerów?
Przez moment nawet wydaje mi się, że czuję znajome gorąco pod skórą, ale zapewne jest to spowodowane spadającymi na mnie kroplami. Chcę walczyć, coś pcha mnie do tego, ale duszę to w sobie, bo bez mocy czuję się wybrakowana. Krzywię się, co w zamyśle ma zastąpić gorzki uśmiech, potem spoglądam pytająco na Artemisa — nie jestem w stanie odgadnąć jego wzroku, ale jestem raczej pewna, że to wilcze uosobienie łagodności nie ma ochoty na walkę i rozlew krwi. 
– Trzeba było zjeść całą tę rybę... – mruczę i szturcham go w bok, chcąc ponaglić go do czmychnięcia, zanim Pan Nijaki zechce przysunąć się jeszcze bardziej i zacieśniać więzy. Miska rozumie ten gest doskonale; szybkie spojrzenie w bok i w momencie, w którym Nijaki przybliża się znów (ciągle warcząc, przez co zastanawiam się, jak bardzo wytrzymałe muszą być jego struny głosowe i jak ograniczony musi być jego umysł) odskakuje i puszcza się pędem przez ścieżkę wyznaczoną suchymi, a właściwie mniej mokrymi niż pozostałe, śladami. Nie musi ciągnąć mnie za sobą, abym przemknęła za nim niczym przyklejony cień. 
Choć gdzieś z tyłu łba majaczyła mi myśl, że może Nijaki odpuści, widząc, że uciekamy, to zostaje ona brutalnie rozgoniona w momencie jego nagłego zrywu w moja stronę. Artemis przyśpiesza, a ja zaraz zanim — niemal widzę mu na ogonie; gdyby się zatrzymał, zapewne z łoskotem wpadłabym na niego i pokiereszowała nas obojga — i nawet, jeśli jestem od niego szybsza, to nie mogę w pełni tego wykorzystać, ograniczona z obu stron wrzącą wodą. Gorące krople opadają na nas ze wszystkich stron, przyklejają się do pyska, a para wodna ogranicza pole widzenia i utrudnia oddychanie. Nagle to wszystko zaczyna mi przeszkadzać i chcę wyjść na mróz, aby nieco otrzeźwić senny umysł. 
Biegniemy, łapy uginają się pod moim własnym ciężarem, chcę rozpędzić się bardziej, ale nie mogę. Walka tutaj także nie ma sensu, ale tylko ja i Miska zdajemy się to zauważać. Dobija się do mnie niepokojąca myśl, że Nijaki może być uodporniony na tę temperaturę, przez co serce przyśpiesza mi jeszcze bardziej. Ogień jest mi obojętny, lecz wrząca woda to zupełnie co innego. A szkoda. 
Nie zauważam momentu, w którym Nijaki przybliża się wystarczająco blisko, aby jednym susem pokonać dzielący nas dystans i uderzyć mnie łapą na tyle mocno, abym zatoczyła się i straciła równowagę. Ześlizguję się z niewielkiego zbocza, którego wcześniej nawet nie zauważyłam, macham łapami i staram się zatrzymać, jednak wszystko jest zbyt mokre, gorące i niewyraźne, żebym miała jakiekolwiek szanse. 
Wpadam prosto w gęstą, białą parę wodną, tracę oddech i czuję, jak gorąca woda parzy całą moją lewą stronę; a potem osuwam się w ciemność, zbyt przytłumiona, by rozumieć, że wpadłam we wrzący strumień. 

Artemisie?
Wybacz czas i jakość, ale jakoś nie mogłam się za to zabrać .-.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template