4 września 2018

Od Azerotha cd. Cathien

Stuliłem uszy. Roztapiający się śnieg przylepiał się do łap, które z łatwością grzęzły w lepkiej brei, nie pozostawiając na sobie suchego kawałka sierści. To takie denerwujące.
Przede mną zamajaczyła kwatera Bet. Zwolniłem nieco tempa, otrzepałem się solidnie z mokrego śniegu i wszedłem do środka. We wnętrzu panował półmrok. Beta - Nothing? Nathing? Tak, Nathing - krążyła wytrwale wokół ścian. W tej chwili przywodziła mi na myśl zwierzę zamknięte w klatce, które desperacko pragnie się wydostać. Tylko czemu taka jest?
Zauważyła mnie. Jej oczy zwęziły się lekko. Podeszła dumnym, sprężystym krokiem. Znowu przypominała lwa, jednak tym razem patrzącego na zagubione lwiątko, które wszedło na jego teren. Niezbyt przyjemne pierwsze wrażenie.
- Dzień dobry. Zastałem Betę? - zapytałem sucho. Zmierzyła mnie leniwie wzrokiem.
- Patrzysz na nią. - stwierdziła spokojnie, a jednocześnie nad wyraz pewnie. Hm. Ciekawy osobnik. Do zapisania: obserwować i testować reakcje na różne sytuacje. Dopisek: warto uważać. - O co chodzi? - Skłoniłem lekko głową.
- Nazywam się Azeroth. Przed półgodziną zostałem wezwany tutaj. Posłaniec stwierdził jedynie, że chodzi o odszukanie pewnej osoby. Chciałbym dowiedzieć się, na czym to polega. - stwierdziłem krótko. Uniosła brew, po czym wyraźnie się rozluźniła. Spojrzała na mnie wzrokiem dającym do zrozumienia, że jestem jej ostatnią nadzieją. Przypominała teraz bardziej zaszczutą, broniącą się lwicę, niż dumnego lwa, którym była jeszcze przed chwilą.
- Mamy problem.
Odwróciła się ode mnie i przez chwilę lustrowała wnętrze namiotu-kwatery. Podążyłem za jej wzrokiem. Ciemnopurpurowe sukno użyte jako ściany namiotu nadawało wnętrzu posępny wyraz. Przypominało zaschniętą krew.
- Jakiś dzień temu zaginęła pewna wadera, imieniem Cathien. - Cathien? Hm. Oryginalnie. Zdaje mi się, że nigdy tego nie słyszałem. - Jest szpiegiem, ale od jakiegoś czasu mocno przysługiwała się watasze. Niedawno porzucił ją partner. Myślę, że mogła próbować się zabić. - Przy ostatnich słowach nieznacznie zadrżała.
- I ja mam ją znaleźć? - spytałem cierpliwie. - Wydaje mi się, że skoro nie chce żyć, nie ma sensu jej powstrzymywać. Mamy jeszcze drugą sprawę. Dlaczego Beta miałaby poszukiwać jednej, zwyczajnej wadery? - zaakcentowałem mocniej ostatnie trzy słowa. - W tej chwili równie dobrze może już być martwa.
Odezwała się dopiero po chwili, jakby wahała się z wyjawieniem tych słów.
- Problem leży w tym, że ta wataha powoli umiera. Pod koniec ostatniej wojny mieliśmy siedemdziesięciu członków. Teraz mamy ledwie trzydziestu-czterdziestu. Każdy wilk jest teraz ważny. Jeśli nie zadbamy o członków, niedługo nie będzie tu nikogo. - Zacisnęła usta, tak, że zmieniły się w jedną, wąską linię. - Wystarczy ci to? - Skinąłem lekko łbem.
- Myślę, że tak. - Wzrok Nathing lekko zelżał, jakby jej ulżyło. - Ale najpierw jeszcze jedno pytanie. Dlaczego wybrałaś bibliotekarza? Na twoim miejscu poszukałbym najpierw wśród tropicieli. - Wyszczerzyła kły w uśmiechu, jakbym powiedział właśnie niezły żart.
- A widziałeś tu jakiegoś tropiciela?
- Hm, nie.
- To dostałeś właśnie odpowiedź.
Pozwoliłem sobie na lekki uśmieszek, zanim przeszedłem do rzeczy.
- Potrzebuję jej opisu, możliwie jak najbardziej dokładnego, i czegoś, co do niej należało lub pachnie nią. Mamy coś takiego?
- Lepiej. Mam jej szkic, i to dokładny. Do tego strzępek jej peleryny.
- Wyśmienicie. - Skinąłem łbem i przyjąłem te przedmioty. Rozwinąłem delikatnie pergamin z jej rysunkiem. Nic wyjątkowego. Szczupła wadera, krótkie futro, wyraźnie wysportowana sylwetka. Piękne, fioletowe oczy.
I czarna sierść.
Czarna wadera, zrodzona z tych, którzy przynieśli ci zgubę i zagładę. Słowa zadudniły pod czaszką, jakby były czymś złym. Skrzywiłem się i zmusiłem się do niemyślenia o tym. To nie może być ona. To na pewno nie może być ona.
Ile widziałeś czarnych wader?
Zero. Za to widziałem wiele szarych. Może po prostu ma wyjątkowo ciemny kolor.
Tak, jasne. A ja jestem tęczowym krasnorostem z głową kurczaka.
Zamknij się, na litość boską. Nic tu po tobie, Ragnarök.
Dobra.
- Przybrał zawiedzioną minę. Mógłbym przysiąc, że uśmiechnął się złośliwie za moimi plecami.
Odłożyłem pergamin jak coś wyjątkowo kruchego i sięgnąłem po strzępek. Czarny aksamit. Wyjątkowo przydatny w cieniu. Mhm. Dziewczyna ma dobry gust. Zbliżyłem łeb do skrawka i chwilę wąchałem jego woń. Miód i cynamon. Miękki, korzenny zapach. Bardzo przyjemny. Oderwałem się dopiero po chwili, po czym ponownie skierowałem wzrok w kierunku Nathing.
- Myślę, że to mi wystarczy. Kiedy i gdzie ją ostatnio widziano?
- Wczoraj wieczorem - odpowiedziała. - W pobliżu gór.
- Rozumiem. Dziękuję za przyjęcie.
W milczeniu wyszedłem z namiotu. Szkarłatne sukno zdawało się być nieco jaśniejsze.. a może to było tylko złudzenie?

Cathien? 
To jak się spotkajo? :D

PS. Mogłam zwalić czyjś charakter. Wybaczcie mi za to. Proszę. Pisałam to pod wpływem Skittlesów, więc ten.



Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template