Wszystko w tym miejscu było takie urocze i pełne cukru, jednak to nie było to. Roki bez wahania zgodziła się nam towarzyszyć. Jej ciepły głos, który dane nam było słyszeć, umilał cały spacer. W pewnym momencie zapomniałam, po co właściwie włóczę się po terenach watahy. Zatoczyliśmy małe koło i w końcu dotarliśmy do centrum, a tam dostrzegłam małą, trochę zagraconą budowlę.
— Może tam — wskazałam głową na szary obiekt. Airov wraz z Roki spojrzeli w tamtą stronę i skinęli mi z uznaniem. Wiedziałam, w co się pakuję i ile czasu zajmie mi remont, ale nie było to ważne. Oczy zaczęły mi się kleić, gdy postanowiłam uściskać biszkoptową waderę na pożegnanie. Alfie — jak przystało na dobrą poddaną — skłoniłam się i odeszłam w swoją stronę. Nie, żebym wiedziała, co zastanę w środku. Od kilku godzin na niebie błyszczało tylko kilka gwiazd, bo reszta została przysłonięta chmurami. Noc trwała w najlepsze, a ja jedynie marzyłam o śnie. Położyłam się delikatnie na środku domu, aby niczego nie zepsuć i zamknęłam ślepia. Ukołysał mnie dźwięk strumyka i zapach lilii wodnych. Ciekawe skąd wzięły się rośliny w tak opustoszałym miejscu...
***
Obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Najpierw postanowiłam to zignorować, ale z każdą minutą chrupanie pod czyimiś łapami było coraz głośniejsze. Uchyliłam powiekę i zobaczyłam drepczącą po wybitych szybach Biszkopcinkę. Miło z jej strony, że postanowiła mnie odwiedzić, ale dlaczego zrobiła to bez zaproszenia?! Na dodatek przerwała mi piękny sen z Airovem w roli głównej.
— Która godzina? — zapytałam, przeciągając się, jak tygrys.
— Południe. Przepraszam, że cię obudziłam, ale myślałam, że skoro jesteś wilkiem urodzaju, to lubisz wstawać skoro świt, budzić rośliny, czy coś. — Uśmiechnęła się pokrzepiająco i wróciła do deptania szkła.
— Po co depczesz szkło?
— Znam kogoś, kto z tego pyłku stworzy ci nowe, piękne szyby. To miejsce było strzałem w dziesiątkę, zobacz, jak tu ładnie!
Potrząsnęłam łbem nadal lekko oszołomiona, ale musiałam przyznać jej rację. W świetle dnia "domek" wyglądał cudownie i wcale nie był zagracony. Główny i jedyny pokój był umieszczony lekko pod ziemią, prowadziły do niego proste, drewniane schody, które kończyły się na platformie. Udawana tratwa była okrążona strumykiem, w którym pływały wcześniej wspomniane lilie. Zasypiałam na wysypisku, a obudziłam się w pałacu. To jest dopiero moc aluzji. Nie chcąc stać, jak tępy kołek postanowiłam pomóc Roki w deptaniu. Niestety już przy pierwszym kroku szkło pozostawiło bolesną ranę na mojej łapie.
— Jak to możliwe, że jeszcze się nie skaleczyłaś? Wybacz, że zadaję tyle pytań, ale po prostu nie...
— Nie szkodzi — przerwała mi. — Kto pyta, nie błądzi. A co do ran, to użyłam eliksiru, o którym powinien wiedzieć każdy. Jest jeszcze zaklęcie, ja niestety nie jestem w stanie go pojąć, ale uczą się go nawet szczenięta.
Najwyraźniej pochodziłam ze zbyt głupiej watahy, aby mnie tego nauczyli. Na szczęście wadera była tak miła i sama zaczarowała moje nogi, dodatkowo lecząc ranę.
— Czy posiadamy w watasze jakichś lokalnych artystów? — zaryzykowałam, używając formy "my", ale nie wiedziałam, jak inaczej mogłabym się zwrócić, do obcej samicy, z którą jednak muszę dzielić wspólny teren. Roki przybrała zamyśloną minę i popatrzyła przez wybite okno.
— Może Faith. Nie widziałam jej prac, ale podobno zajmuje się takimi rzeczami.
Faith, zapisać i zapamiętać. Na wieki wieków albo dopóki jej nie spotkasz.
— A jak wygląda?
— Biała, długi ogon, ale głównie biała. Lubisz zadawać pytania, co? Nie sądziłam, że będziesz rozmowna, wydajesz się typem samotnika.
— Bo nim jestem, ale teraz nie mam innego wyjścia. Muszę rozmawiać i zadawać pytania, bo inaczej nie przeżyję. W ciągu trzech dni dwa razy otarłam się o śmierć. Raz przez samego pana Alfę wpadłam do dołu z ostrymi szpilami, no dobra przesadzam, ale były tam ciernie i kolce różane i inne takie. A dziś prawie się wykrwawiłam. To żałośnie okropne — moja warga zadrżała, gdy wypowiedziałam ostatnie słowa, na dodatek przybrałam ton zbitego szczeniaka, dodając sytuacji dramaturgii.
— Mogłabyś zostać aktorką, umiesz śpiewać?
— Nie wiem. Często śpiewam dla roślin, ale one odbierają to inaczej niż wilki. Możliwe, że to, co im sprawia przyjemność, dla nas będzie męczarnią.
— Spróbuj.
— Może innym razem — westchnęłam. — Chyba skończyłyśmy. Dziękuję ci za wszystko, do kogo mam się udać z tym czymś?
— Wszystkim się zajmę, a tymczasem zmykam do pracy.
Uśmiechnęła się na pożegnanie i jednym machnięciem łapy zebrała szkło, formując z niego chmurę, którą poprowadziła za sobą. Dziwne. Wyszłam za nią na zewnątrz i spojrzałam w górę. Słońce diametralnie zmieniło swoją pozycję i teraz oświetlało boczne wejście do mojego owego domu. Skoro nikt do tej pory nie przyszedł, mogę w spokoju pozostawić zajęcia swatki i udać się do biblioteki w poszukiwaniu kronik. Na wejściu przywitała mnie Naurell, co mogłam wyczytać z kamiennej płytki wiszącej nad wejściem do budynku: Opiekun biblioteki: Naurell. Zapytałam się o dział z kronikami i zniknęłam pomiędzy regałami książek. Jako że Airov był dość młodym władcą, sięgnęłam po najnowszy egzemplarz zatytułowany Dobre i złe wieści. Trafiłam w dziesiątkę. Przewertowałam kartki i już miałam zacząć czytać, kiedy spomiędzy szumu wiatru i ćwierkania ptaków wyłoniły się dwa znane mi głosy. Ogólnie znałam tylko trzy głosy, nie licząc swojego, czyli byłam pewna, że wilkami, które wkroczyły do biblioteki byli Airov i Roki. Zero spokoju. Zatrzasnęłam książkę i wstałam z zakurzonej podłogi.