Ostatnimi czasy czuł, że brakuje mu chęci i motywacji do czegokolwiek. Miał wrażenie, że znów spoglądają na niego z wyższością i traktują jak wilka gorszego sortu. Chore przeświadczenie o tym, że wszyscy życzą mu źle i czekają na jego najmniejszy błąd, powoli go wykańcza. Choroby z głową przychodzą późnym wiekiem, co? Nieprawda. Ta myśl była zakorzeniona w jego umyśle już od najmłodszych lat. Postanowiła powrócić i nękać Niffelheima, ponieważ cierpiał na przykry przypadek aż nazbyt wielkiej ilości wolnego czasu.
Uśmiechali się do niego, witali się przesympatycznie, a on odwdzięczał się im machinalnie, czując, że wymiana tak błahych grzeczności jest jedynie przykrywką przykrych myśli o danym osobniku. Pogrążając się w coraz to większej pogardzie wobec społeczeństwa, zaniżając własną samoocenę, w końcu wyczaił, że dzieje się z nim rzecz niepojęta.
To nie było normalne, chociaż za szczenięcia bardzo dotykały go negatywne opinie innych, przywykł do nich i nauczył się z nimi żyć bez zwracania na nich większej uwagi, niż było to konieczne. Później potrafił już budować zdrowe relacje, w których czuł się dobrze i pewnie. Myślał, że jego problemy z aspołeczną naturą minęły i mógł nazywać siebie pełnoprawnym członkiem wilczej wspólnoty. Czym spowodowana jest niezwykle ogromna chęć zaśnięcia i nieobudzenia się już nigdy? Dlaczego jego samopoczucie było w tak fatalnym stanie?
– Niffelheim, wszystko w porządku? – zapytał Habiel, dostrzegając, że starszy basior ewidentnie odpływa gdzieś myślami i wygląda na lekko zmęczonego, prawdę mówiąc zaniepokoił się, że wcześniej zadał mu zupełnie inne opowiadanie, które dotyczyło spraw, które ten tak bardzo kochał, a on mu na to nie odpowiedział.
– Obawiam się, że nie.
Spojrzeli na niego, zaskoczeni jego szczerą odpowiedzią. Wiedzieli, że Niffelheim jest bezpośredni, ale nie spodziewali się, że aż tak. Potrząsnęli łbami, jakby komunikując się ze sobą telepatycznie, a następnie podeszli bliżej białego wilka.
– Coś się stało?
Chciał zaprzeczyć, tak bardzo chciał zaprzeczyć, żeby ich nie martwić, ale stwierdził, że to i tak nie zadziała, więc opowiedział im, jakie ostatnio myśli go męczą. Podzielił się również swoim przerażeniem, że niedługo zacznie uważać wszystkich innych za potencjalnych wrogów i prędzej czy później zda sobie sprawę z tego, że walka ze światem nie jest mu pisana. Sam na wszystkich, bitwa byłaby bardziej przytłaczająca, niż mogłoby się zdawać, więc zanim by podjął jakiekolwiek działania, prawdopodobnie rzuciłby się z klifu, wpadł w przepaść, udał się w podróż na dno jeziora z kamieniem przywiązanym do szyi lub przegryzłby sobie język.
– To brzmi poważnie. Rozmawiałeś już o tym z kimś? Może potrzebujesz psychologa?
– Wydaje mi się, że to od natłoku ostatnich wrażeń. – Posłał im słaby uśmiech. – Jestem po prostu zmęczony, a moje nerwy nie są w stanie się uspokoić same z siebie. Nic nie robię, mam za dużo czasu na bezsensowne przemyślenia. Wracają demony przeszłości, mój umysł potrzebuje zwykłego odpoczynku.
Skinęli mu jedynie głową, bo nie mieli pojęcia jak mu pomóc. Mogli niby coś radzić, ale co? Mają własne zmartwienia, Niffelheim doskonale o tym wiedział, dlatego nie miał im za złe, że po całkiem poważnej rozmowie, postanowili wrócić do swoich spraw codziennych. Pożegnał ich i znów został sam ze swoimi myślami.
Czy ja naprawdę potrzebuję psychologa?, pomyślał. Choć sam pełnił podobną funkcję, był sceptycznie do tego nastawiony. Zastanawiał się, czy w ogóle w watasze istnieje stanowisko w stylu psychologa, czy tam psychiatry. Coraz bardziej liczył na to, że jego aktualny stan jest spowodowany ogólnym zmęczeniem ciała i umysłu, który prędzej czy później zwyczajnie przejdzie, a nie wymysłami jego biednej główki. Hm, może uda się do zielarza po ziółka na uspokojenie i rozluźnienie mięśni? Cała ta sytuacja wywołuje u niego nieprzyjemne uczucia.
Zanim uda się w podróż poszukiwania zielarza na terenach Smoczego Ostrza, postanowił uciąć sobie drzemkę. Drzemkę, która chwilowo przyniesie ukojenie i pozwoli zatonąć we własnym, wyidealizowanym świecie, gdzie nikt nie ma prawa mu tam mieszać. Zawędrował pod bliskie drzewo, aby pod nim się położyć. Rozejrzał się jeszcze wokół, spoglądając, czy strażnicy wypełniają swoje obowiązki, a następnie zasnął otulony kołdrą ze złotych, pomarańczowych i brązowych liści.
Natychmiast się zerwał, kiedy usłyszał zbliżające się w jego stronę kroki. Wyskoczył z góry liści, przyprawiając nieznajomego wilka o lekki zawał. Śnieżnobiała wadera wydała z siebie pisk i natychmiast odsunęła się od straszaka, któremu najzwyczajniej świecie zrobiło się głupio. Otrzepał się z liści i ostrożnie podszedł do wilczycy, która spoglądała na niego z dozą niepewności.
– Przepraszam, naprawdę nie chciałem – zaczął się tłumaczyć. – Wszystko w porządku?
– Tak – odparła krótko, unikając jego wzroku.
– Głupio mi, ale nie sądziłem, że ktoś będzie się zapuszczał aż tutaj. No i nie myślałem, że zanim się obejrzę, zostanę przysypany przez liście.
Nie usłyszał już żadnej odpowiedzi, wyglądało na to, że wadera niezbyt dobrze czuje się w jego towarzystwie, on sam ostatnio za nim nie przepada. Możliwe, że wilczyca jest po prostu na tyle nieśmiała, że na razie nie ma ochoty prowadzić rozmowy. W sumie nie zdziwiłby się, gdyby jej pewność siebie była na niskim poziomie i po jakimś czasie dowiedziałby się, że relacje międzywilcze sprawiają jej problemy.
Nie. Nie chciała z nim rozmawiać, ponieważ uważała go za gorszego od siebie i nie zamierzała marnować na niego swoich cennych strun głosowych, jak i również własnego czasu. Skrzywił się nieznacznie, ale postanowił dalej w to brnąć, mimo faktu, że jego myśli stawały się coraz bardziej chaotyczne i nielogiczne. Czas przejąć pałeczkę, pomyślał, pokaż, czy naprawdę potrafisz rozmawiać z innymi, a później leć szukać zielarza.
– Nazywam się Niffelheim – zaczął dość niepewnie. – Dawniej mogłabyś mnie poprosić o egzorcyzm, dziś służę radą odnośnie do szczeniąt. A ty jakie imię nosisz? – Brawo!, jesteśmy z ciebie dumni. Prowadzisz zwykłą konwersację i jeszcze twoja rozmówczyni nie postanowiła uciec z krzykiem.
– Faith.
– O, a to ci przypadek! – zakrzyknął wesoło, co było do niego niepodobne. – Właśnie do ciebie zmierzałem, ponieważ potrzebuję pomocy zielarza, a ty nim jesteś, prawda? – Kiwnęła nieśmiało głową. – Zazwyczaj nie jestem taki wylewny i próbuję radzić sobie z własnymi problemami zupełnie sam, ale tym razem to jest ponad moje siły. Z ziołami rzadko kiedy miałem do czynienia, więc potrzebuję rady specjalisty, kogoś, kto w tym siedzi i ma pojęcie, co to właściwie znaczy zajmować się wywarzaniem naparów, tworzeniem eliksirów z roślin.
– Co się stało?
– Potrzebuję czegoś na uspokojenie nerwów i rozluźnienie mięśni. Mam wrażenie, że po krótkiej rekonwalescencji mój umysł wróci do pełni zdrowia i znów będę mógł być sobą. Mogłabyś mi coś na to polecić?
Uśmiechali się do niego, witali się przesympatycznie, a on odwdzięczał się im machinalnie, czując, że wymiana tak błahych grzeczności jest jedynie przykrywką przykrych myśli o danym osobniku. Pogrążając się w coraz to większej pogardzie wobec społeczeństwa, zaniżając własną samoocenę, w końcu wyczaił, że dzieje się z nim rzecz niepojęta.
To nie było normalne, chociaż za szczenięcia bardzo dotykały go negatywne opinie innych, przywykł do nich i nauczył się z nimi żyć bez zwracania na nich większej uwagi, niż było to konieczne. Później potrafił już budować zdrowe relacje, w których czuł się dobrze i pewnie. Myślał, że jego problemy z aspołeczną naturą minęły i mógł nazywać siebie pełnoprawnym członkiem wilczej wspólnoty. Czym spowodowana jest niezwykle ogromna chęć zaśnięcia i nieobudzenia się już nigdy? Dlaczego jego samopoczucie było w tak fatalnym stanie?
– Niffelheim, wszystko w porządku? – zapytał Habiel, dostrzegając, że starszy basior ewidentnie odpływa gdzieś myślami i wygląda na lekko zmęczonego, prawdę mówiąc zaniepokoił się, że wcześniej zadał mu zupełnie inne opowiadanie, które dotyczyło spraw, które ten tak bardzo kochał, a on mu na to nie odpowiedział.
– Obawiam się, że nie.
Spojrzeli na niego, zaskoczeni jego szczerą odpowiedzią. Wiedzieli, że Niffelheim jest bezpośredni, ale nie spodziewali się, że aż tak. Potrząsnęli łbami, jakby komunikując się ze sobą telepatycznie, a następnie podeszli bliżej białego wilka.
– Coś się stało?
Chciał zaprzeczyć, tak bardzo chciał zaprzeczyć, żeby ich nie martwić, ale stwierdził, że to i tak nie zadziała, więc opowiedział im, jakie ostatnio myśli go męczą. Podzielił się również swoim przerażeniem, że niedługo zacznie uważać wszystkich innych za potencjalnych wrogów i prędzej czy później zda sobie sprawę z tego, że walka ze światem nie jest mu pisana. Sam na wszystkich, bitwa byłaby bardziej przytłaczająca, niż mogłoby się zdawać, więc zanim by podjął jakiekolwiek działania, prawdopodobnie rzuciłby się z klifu, wpadł w przepaść, udał się w podróż na dno jeziora z kamieniem przywiązanym do szyi lub przegryzłby sobie język.
– To brzmi poważnie. Rozmawiałeś już o tym z kimś? Może potrzebujesz psychologa?
– Wydaje mi się, że to od natłoku ostatnich wrażeń. – Posłał im słaby uśmiech. – Jestem po prostu zmęczony, a moje nerwy nie są w stanie się uspokoić same z siebie. Nic nie robię, mam za dużo czasu na bezsensowne przemyślenia. Wracają demony przeszłości, mój umysł potrzebuje zwykłego odpoczynku.
Skinęli mu jedynie głową, bo nie mieli pojęcia jak mu pomóc. Mogli niby coś radzić, ale co? Mają własne zmartwienia, Niffelheim doskonale o tym wiedział, dlatego nie miał im za złe, że po całkiem poważnej rozmowie, postanowili wrócić do swoich spraw codziennych. Pożegnał ich i znów został sam ze swoimi myślami.
Czy ja naprawdę potrzebuję psychologa?, pomyślał. Choć sam pełnił podobną funkcję, był sceptycznie do tego nastawiony. Zastanawiał się, czy w ogóle w watasze istnieje stanowisko w stylu psychologa, czy tam psychiatry. Coraz bardziej liczył na to, że jego aktualny stan jest spowodowany ogólnym zmęczeniem ciała i umysłu, który prędzej czy później zwyczajnie przejdzie, a nie wymysłami jego biednej główki. Hm, może uda się do zielarza po ziółka na uspokojenie i rozluźnienie mięśni? Cała ta sytuacja wywołuje u niego nieprzyjemne uczucia.
Zanim uda się w podróż poszukiwania zielarza na terenach Smoczego Ostrza, postanowił uciąć sobie drzemkę. Drzemkę, która chwilowo przyniesie ukojenie i pozwoli zatonąć we własnym, wyidealizowanym świecie, gdzie nikt nie ma prawa mu tam mieszać. Zawędrował pod bliskie drzewo, aby pod nim się położyć. Rozejrzał się jeszcze wokół, spoglądając, czy strażnicy wypełniają swoje obowiązki, a następnie zasnął otulony kołdrą ze złotych, pomarańczowych i brązowych liści.
Natychmiast się zerwał, kiedy usłyszał zbliżające się w jego stronę kroki. Wyskoczył z góry liści, przyprawiając nieznajomego wilka o lekki zawał. Śnieżnobiała wadera wydała z siebie pisk i natychmiast odsunęła się od straszaka, któremu najzwyczajniej świecie zrobiło się głupio. Otrzepał się z liści i ostrożnie podszedł do wilczycy, która spoglądała na niego z dozą niepewności.
– Przepraszam, naprawdę nie chciałem – zaczął się tłumaczyć. – Wszystko w porządku?
– Tak – odparła krótko, unikając jego wzroku.
– Głupio mi, ale nie sądziłem, że ktoś będzie się zapuszczał aż tutaj. No i nie myślałem, że zanim się obejrzę, zostanę przysypany przez liście.
Nie usłyszał już żadnej odpowiedzi, wyglądało na to, że wadera niezbyt dobrze czuje się w jego towarzystwie, on sam ostatnio za nim nie przepada. Możliwe, że wilczyca jest po prostu na tyle nieśmiała, że na razie nie ma ochoty prowadzić rozmowy. W sumie nie zdziwiłby się, gdyby jej pewność siebie była na niskim poziomie i po jakimś czasie dowiedziałby się, że relacje międzywilcze sprawiają jej problemy.
Nie. Nie chciała z nim rozmawiać, ponieważ uważała go za gorszego od siebie i nie zamierzała marnować na niego swoich cennych strun głosowych, jak i również własnego czasu. Skrzywił się nieznacznie, ale postanowił dalej w to brnąć, mimo faktu, że jego myśli stawały się coraz bardziej chaotyczne i nielogiczne. Czas przejąć pałeczkę, pomyślał, pokaż, czy naprawdę potrafisz rozmawiać z innymi, a później leć szukać zielarza.
– Nazywam się Niffelheim – zaczął dość niepewnie. – Dawniej mogłabyś mnie poprosić o egzorcyzm, dziś służę radą odnośnie do szczeniąt. A ty jakie imię nosisz? – Brawo!, jesteśmy z ciebie dumni. Prowadzisz zwykłą konwersację i jeszcze twoja rozmówczyni nie postanowiła uciec z krzykiem.
– Faith.
– O, a to ci przypadek! – zakrzyknął wesoło, co było do niego niepodobne. – Właśnie do ciebie zmierzałem, ponieważ potrzebuję pomocy zielarza, a ty nim jesteś, prawda? – Kiwnęła nieśmiało głową. – Zazwyczaj nie jestem taki wylewny i próbuję radzić sobie z własnymi problemami zupełnie sam, ale tym razem to jest ponad moje siły. Z ziołami rzadko kiedy miałem do czynienia, więc potrzebuję rady specjalisty, kogoś, kto w tym siedzi i ma pojęcie, co to właściwie znaczy zajmować się wywarzaniem naparów, tworzeniem eliksirów z roślin.
– Co się stało?
– Potrzebuję czegoś na uspokojenie nerwów i rozluźnienie mięśni. Mam wrażenie, że po krótkiej rekonwalescencji mój umysł wróci do pełni zdrowia i znów będę mógł być sobą. Mogłabyś mi coś na to polecić?
Faith?