Jako iż powoli zbliżała się zima, tego ranka Faith wybrała się na poszukiwanie zapasów. Wyszła z jaskini, kiedy jeszcze świtało, zostawiając Whis’a samego śpiącego jeszcze w jej grocie. Jesień to piękna pora roku. Kolorowe liście szybując w powietrzu upiększają ten szary świat. Mimo iż zdecydowanie ulubioną porą roku Faith była zima, tak jak przystało na wilka lodu. Wadera wypatrywała wiewiórek zbierających orzechy i żołędzie. Susłów, które wrzucają do swoich norek różne owoce. Sarny pożywiające się korą drzew i wyszukujących kępek trawy. Mimo iż był to bogaty okres dla drapieżników, to zdarzało się, że ciężko było wyłapać zwierzynę. Zwierzęta te nie są głupie, wiedzą, że wilki też są głodne. Chodziła tak po lesie, rozglądała się i węszyła za zwierzyną, ale tego dnia ani śladu było. Gdy tak spacerując już traciła nadzieję na zdobycz, z pobliskich zarośli stojących tuż przed nią wyskoczyło zwierzątko. Był to królik. Nie spodziewała się tego i stało się to tak nagle, że prawie się wystraszyła. Instynktownie chwyciła zębami za kark stworzenie, które próbowało przebiec między jej łapami. W tej samej chwili z zarośli wyłonił się łeb obcego wilka. Właściwie to tak jakby obcego, bo rozpoznała go. To ten wilk, któremu przyglądała się, gdy była z Whis’em na łące. Wiedziała, że on jej na pewno nie kojarzy. Nie zauważył jej tamtego dnia, był zajęty wygłupianiem się z dwoma innymi wilkami. Serce jej mocniej zabiło, nie miała pojęcia jak się zachować. Nigdy nie radziła sobie najlepiej w kontaktach z innymi. Na jego ziemistym pysku widziała rozczarowanie, widocznie ten królik miał być jego śniadaniem. Odważnie zrobiła kilka kroków, tak by przeszli na drugą stronę zarośli, a potem położyła martwego królika na ziemi, tuż przed nim i podsunęła mu go nosem.
- To chyba Twoje. – odezwała się i za wszelką cenę starała się unikać jego wzroku, on natomiast przypatrywał się jej, co wcale nie ułatwiało jej sprawy. Jak zawsze wybrała sobie punkt, gdzieś na jego ciele gdzie mogła patrzeć.
- Ty go złapałaś, jest Twój. – miał głęboki, melodyjny i miły głos o niskiej tonacji.
- To Ty go wytropiłeś, mnie tylko szczęściem wpadł w łapy. – nie ustępowała, domyślała się, że też musi być głodny.
- Naprawdę, jest Twój.
- Skoro nic Cię nie jest w stanie przekonać, to może chociaż się nim podzielmy? Nie jest to zbyt wiele, ale będzie sprawiedliwie i nikt nie będzie z nas chodził głodny.
- Hmm… - basior zastanowił się chwilę. – no dobrze, niech Ci będzie.
Podczas wspólnego posiłku wadera nieśmiało zdecydowała się kontynuować rozmowę.
- Jestem Faith, a Ty jak masz na imię?
- Habiel. – odpowiedział po przełknięciu kawałka mięsa.
- Też jesteś tu nowy? – ciągnęła.
- Masz na myśli to, czy należę do watahy, do której należy to terytorium?
- Tak.
- Owszem. Skąd wiedziałaś, że nie należy się mnie obawiać? – Faith zakłopotało to pytanie, ale zaraz odpowiedziała.
- Powiedzmy, że znam Cię już z widzenia.
Ich rozmowę zakłócił hałas dobiegający z tyłu. Był to ryk. Obrócili się, a ich oczom ukazał się ogromny niedźwiedź, który swoją postawą, na pewno nie sprawiał wrażenia nastawionego przyjaźnie dla wilków. Szarżował wprost na nich.
Habiel?