|| Poprzednie opowiadanie ||
Życie u boku Faith było pełne niespodzianek i wielu, naprawdę wielu lekcji. Wadera nauczyła mnie wszystkiego, co było mi potrzebne do przetrwania na tym świecie. Zanim się obejrzałem, ze szczeniaka dorosłem do nastoletniego wieku, wiele rzeczy było teraz o wiele łatwiejsze. Byłem większy, szybszy, silniejszy, zwinniejszy i inteligentniejszy. Polowanie z przyszywaną siostrą należało do mojej ulubionej czynności, przykładałem się do tego jak najlepiej potrafiłem.
Dzisiejszego dnia też miałem ochotę zapolować, ale nie na żadną zwierzynę, tylko na coś lepszego. Wstałem o wiele wcześniej niż moja siostra. Z uśmiechem na pysku przeciągnąłem się i ruszyłem do wyjścia jaskini.
– Gdzie idziesz...? – Usłyszałem nagle głos Faith.
– Ja..? – spytałem, zaklinając w myślach. Byłem stuprocentowo pewny, że wadera śpi... – Do alfy, mam z nim do pogadania.
– Alfy? – Podeszła do mnie. – Ty i sprawa do alfy? Przecież jeszcze niedawno tak mocno się go bałeś – wybuchnęła śmiechem.
– Już się nie boję – warknąłem, szturchając ją lekko w bok. – Byłem wtedy szczeniakiem.
– No dobrze, dobrze. – Pokiwała łbem. – Tylko żartuję. Jaką masz do niego sprawę? – ponowiła pytanie.
– Chcę z nim porozmawiać o moim stanowisku. Chce coś zrobić dla watahy, przydać się na coś.
– Ach... Mój mały braciszek dorasta... Wybierz mądrze, chociaż nieważne co wybierzesz, i tak będę z ciebie dumna.
Te słowa sprawiły, że moje ciało zalała fala dziwnego ciepła. Uśmiechnąłem się szeroko, trącając pyskiem jej pysk.
– Dzięki za wsparcie, Faith. Do później. – Wyszedłem z jaskini.
– Trzymaj się, Whis! – Usłyszałem jej głos.
Kłamstwo. Nie czułem się z tym dobrze, ale musiałem to zrobić.
Po kilku minutach zmieniłem kurs na teren polowania Faith. Znalazłem dogodne miejsce i położyłem się, licząc na to, że wadera mnie nie zauważy. Wiedziałem, że czekają mnie godziny spędzone na tym terenie łowieckim, jednak możliwość przechytrzenia wadery była silniejsza niż to palące słońce. W głowie planowałem dokładnie każdy ruch. Nie mogłem zawieść i się zbłaźnić.
Po kilku godzinach wylegiwania się w wysokiej trawie usłyszałem kroki. Spojrzałem w ich kierunku, aby po chwili się uśmiechnąć. Biała wadera przyszła, aby się posilić.
Dokładnie obserwowałem jej wszystkie ruchy, czekając na odpowiedni moment do ataku. Faith standardowo rozejrzała się po terenie, chcąc wypatrzyć najsłabszą sztukę w stadzie. Reszta, to była tylko czysta cierpliwość.
Kiedy polowanie się rozpoczęło, przemieściłem się w inne miejsce, aby cały mój plan nie poszedł na marne. Po przejściu całej procedury wadera położyła się na trawie, chcąc najwyraźniej odpocząć. Naprężyłem wtedy mięśnie do skoku, wbijając lekko pazury w glebę. Faith znowu bujała w obłokach...
Dzisiejszego dnia też miałem ochotę zapolować, ale nie na żadną zwierzynę, tylko na coś lepszego. Wstałem o wiele wcześniej niż moja siostra. Z uśmiechem na pysku przeciągnąłem się i ruszyłem do wyjścia jaskini.
– Gdzie idziesz...? – Usłyszałem nagle głos Faith.
– Ja..? – spytałem, zaklinając w myślach. Byłem stuprocentowo pewny, że wadera śpi... – Do alfy, mam z nim do pogadania.
– Alfy? – Podeszła do mnie. – Ty i sprawa do alfy? Przecież jeszcze niedawno tak mocno się go bałeś – wybuchnęła śmiechem.
– Już się nie boję – warknąłem, szturchając ją lekko w bok. – Byłem wtedy szczeniakiem.
– No dobrze, dobrze. – Pokiwała łbem. – Tylko żartuję. Jaką masz do niego sprawę? – ponowiła pytanie.
– Chcę z nim porozmawiać o moim stanowisku. Chce coś zrobić dla watahy, przydać się na coś.
– Ach... Mój mały braciszek dorasta... Wybierz mądrze, chociaż nieważne co wybierzesz, i tak będę z ciebie dumna.
Te słowa sprawiły, że moje ciało zalała fala dziwnego ciepła. Uśmiechnąłem się szeroko, trącając pyskiem jej pysk.
– Dzięki za wsparcie, Faith. Do później. – Wyszedłem z jaskini.
– Trzymaj się, Whis! – Usłyszałem jej głos.
Kłamstwo. Nie czułem się z tym dobrze, ale musiałem to zrobić.
Po kilku minutach zmieniłem kurs na teren polowania Faith. Znalazłem dogodne miejsce i położyłem się, licząc na to, że wadera mnie nie zauważy. Wiedziałem, że czekają mnie godziny spędzone na tym terenie łowieckim, jednak możliwość przechytrzenia wadery była silniejsza niż to palące słońce. W głowie planowałem dokładnie każdy ruch. Nie mogłem zawieść i się zbłaźnić.
Po kilku godzinach wylegiwania się w wysokiej trawie usłyszałem kroki. Spojrzałem w ich kierunku, aby po chwili się uśmiechnąć. Biała wadera przyszła, aby się posilić.
Dokładnie obserwowałem jej wszystkie ruchy, czekając na odpowiedni moment do ataku. Faith standardowo rozejrzała się po terenie, chcąc wypatrzyć najsłabszą sztukę w stadzie. Reszta, to była tylko czysta cierpliwość.
Kiedy polowanie się rozpoczęło, przemieściłem się w inne miejsce, aby cały mój plan nie poszedł na marne. Po przejściu całej procedury wadera położyła się na trawie, chcąc najwyraźniej odpocząć. Naprężyłem wtedy mięśnie do skoku, wbijając lekko pazury w glebę. Faith znowu bujała w obłokach...
Teraz!
W ułamku sekundy wyskoczyłem ze swojej kryjówki prosto na waderę, która wróciła momentalnie na ziemię. Przeraziła w pierwszych sekundach, kiedy obydwoje robiliśmy przewrotkę. Przycisnąłem ją łapami do ziemi, lądując tym samym na górze.
– Mam cię! – objaśniłem dumnie.
Wadera nie odpowiedziała od razu, była zdziwiona... oraz rozbawiona.
– Brawo, Whis – zaśmiała się – w końcu ci się udało.
– Trening z tobą nie poszedł na marne, moja droga.
– Sprytnie wykorzystałeś sytuację. – Przekręciła łeb.
– A jakże! – Zeskoczyłem z niej, aby po chwili pomóc jej się podnieść. – Trochę ubrudziłem ci futro, ale tak już jest, jak jest się białym wilkiem.
– Nie ubrudziłam się na własne życzenie. – Zmrużyła ślepia.
– No weź, Faith... – Polizałem ją po pysku. – Mam cię wyczyścić? – Usiadłem przed nią.
Ta spojrzała się na mnie jak na debila i pokręciła łbem, biorąc głębszy wdech.
– W jaskini jest źródło, tam możemy się wykąpać.
– No dobrze, skoro sobie tego życzysz. – Wstałem, kierując się do naszego leża. – Musisz mi jednak przyznać: ostro się wystraszyłaś. – Szturchnąłem ją.
– Nie wystraszyłam – sprostowała. – Byłam jedynie zdezorientowana, a to wielka różnica. – Podstawiła mi łapę, przez co runąłem do przodu.
Jednak nie ze mną te numery, moja droga.
W ułamku sekundy wyskoczyłem ze swojej kryjówki prosto na waderę, która wróciła momentalnie na ziemię. Przeraziła w pierwszych sekundach, kiedy obydwoje robiliśmy przewrotkę. Przycisnąłem ją łapami do ziemi, lądując tym samym na górze.
– Mam cię! – objaśniłem dumnie.
Wadera nie odpowiedziała od razu, była zdziwiona... oraz rozbawiona.
– Brawo, Whis – zaśmiała się – w końcu ci się udało.
– Trening z tobą nie poszedł na marne, moja droga.
– Sprytnie wykorzystałeś sytuację. – Przekręciła łeb.
– A jakże! – Zeskoczyłem z niej, aby po chwili pomóc jej się podnieść. – Trochę ubrudziłem ci futro, ale tak już jest, jak jest się białym wilkiem.
– Nie ubrudziłam się na własne życzenie. – Zmrużyła ślepia.
– No weź, Faith... – Polizałem ją po pysku. – Mam cię wyczyścić? – Usiadłem przed nią.
Ta spojrzała się na mnie jak na debila i pokręciła łbem, biorąc głębszy wdech.
– W jaskini jest źródło, tam możemy się wykąpać.
– No dobrze, skoro sobie tego życzysz. – Wstałem, kierując się do naszego leża. – Musisz mi jednak przyznać: ostro się wystraszyłaś. – Szturchnąłem ją.
– Nie wystraszyłam – sprostowała. – Byłam jedynie zdezorientowana, a to wielka różnica. – Podstawiła mi łapę, przez co runąłem do przodu.
Jednak nie ze mną te numery, moja droga.
Złapałem ją w ostatniej sekundzie, ciągnąc ją za sobą. Znowu zrobiliśmy kilka przewrotek, a wadera wylądowała na ziemi.
– Znowu leżysz. – Uśmiechnąłem się triumfalnie. – Skończyły się czasy małego mnie, moja droga. – Zbliżyłem swój pysk do jej. – Jak widzisz, jestem już duży.
– Znowu leżysz. – Uśmiechnąłem się triumfalnie. – Skończyły się czasy małego mnie, moja droga. – Zbliżyłem swój pysk do jej. – Jak widzisz, jestem już duży.
Faith?