- Tak sobie myślałem... Czy może... Czy aby... Czy jest taka możliwość...- wilczyca spojrzała się na mnie zmieszana
- Ehh zapomnij...- spuściłem głowę
- Nie musisz się bać. Nie wyśmie...- zaczęła wilczyca
- O patrz, przestało padać- powiedziałem, przerywając jej i wyglądając przez wejście do jaskini.
- Na to wygląda- wadera spojrzała się na mnie
- To, co idziesz już?- spytałem, na co ta lekko się zdziwiła- Przecież chciałaś przeczekać tu tylko deszcz
Nie rozumiałem co się ze mną działo. Nagle stałem się agresywny oraz niemiły. Mój głos zmieniał się w coraz bardziej chłodny i obojętny. Jeżeli nad tym nie zapanuje, to mogę pożegnać się z tą znajomością. Nie słyszałem co mówiła do mnie Nathing. Jedynym dźwiękiem w mojej głowie był pisk. Bardzo wysoki dziecięcy pisk. Czułem jakby moja głowa, miała zaraz pęknąć. Ciało nie chciało się ruszyć. Pisk stawał się coraz bardziej nie do wytrzymania. Poczułem jak coś, chce odebrać mi kontrolę. Próbowałem walczyć, jednak przegrałem. Poczułem jak, moje ciało odbija się między ścianami. Próbowałem to zatrzymać, jednak nie dawałem rady przezwyciężyć tego czegoś, co we mnie było. Zaparłem się jedną łapą, lecz reszta chciała nadal się poruszać. Usłyszałem trzask i poczułem ogromny ból płynący z łapy. Skierowałem wzrok w dół, zauważając wypływającą krew z rany. Ukształtowało się z niej ostrze.
- Uciekaj- powiedziałem, po czym straciłem kontrole
Nathing?