Owczarek delektował się ostatnimi ciepłymi promieniami słońca, wylegując się na smudze światła, przemykającej między drzewami. Mimo tego, że odkąd zamieszkał tereny watahy czuł się bezpiecznie, nie mógł pozbyć się nawyku nasłuchiwania wszystkiego dookoła. Wciąż pozostawał czujny, co odbijało się na jakości jego odpoczynku, jednak Ren sam nie był do końca pewien, czy potrafi żyć w inny sposób.
Czujność jednak się opłaciła, ponieważ do uszu samca dobiegł szelest liści gdzieś nieopodal. Otworzył lekko jedną powiekę, jednak niczego nie zauważył. Wrócił więc do odpoczynku. Szelest jednak stał się głośniejszy, a kolorowe liście pospadały z gałęzi na sierść Rena. Wtedy też postanowił się rozejrzeć. Wciąż jednak pozostał w pozycji leżącej. Szelest liści nie wydawał się być na tyle groźny, by być w pełni gotowym na najgorsze, więc nie było potrzeby zrywania się z wygodnej pozycji. Owczarek rozglądał się po gałęziach złotymi oczami. Dostrzegł białą waderę, która wyglądała, jakby przyglądała mu się od dłuższego czasu. Gdy jednak spojrzał w jej stronę, ta odwróciła wzrok i usiadła na innej, niewidocznej dla Rena gałęzi. Wciąż nie znał wszystkich wilków w watasze i nie zapowiadało się na to, by coś w tej kwestii miało się zmienić. Biała wilczyca jednak zaintrygowała go w jakiś dziwny, niewyjaśniony sposób. Było to uczucie na tyle silne, by mimowolnie wstał i z wolna ruszył w jej stronę. Nie zastanawiał się nad tym, co robi. W końcu ujrzał jasny ogon, zwisający gdzieś między gałęziami. Wtedy też zastanowił się przez chwilę nad swoimi czynami. Nie chciał jej przestraszyć, jednak nie wiedział, w jaki sposób powinien zacząć znajomość. Nigdy nie miał zbyt wielu przyjaciół, sam do końca nie był pewien, czy jest zdolny do nawiązania głębszej relacji. Niezobowiązujące rozmowy przychodziły mu gładko, podczas nich się nie wahał. Jednak, jak do tej pory, nie wszedł w żadną głębszą znajomość z kimkolwiek. Ogarnęła go lekka panika, trochę jakby... zależało mu na relacji z nieznajomą? Nie potrafił tego wyjaśnić. Mimo wszystko jednak zdecydował się na pierwszy krok.
- Lubisz rośliny prawda? Jesteś zielarką? - zapytał łagodnie, przyglądając się uważnie oczom wadery. Jeszcze nigdy takich nie widział. Zdawały mu się bardzo wyjątkowe. Zieleń jednego i błękit drugiego kojarzyły mu się z przyrodą. Stąd też pytanie. A przynajmniej tak mu się zdawało.
- Tak, skąd wiedziałeś? - odezwała się cicho, błądząc wzrokiem po trawie pokrytej liśćmi.
- Intuicja - odrzekł spokojnie, choć wcale nie o intuicję chodziło.
Głos nieznajomej był spokojny. Tak lekki, że wprawiał samca w pewien stan obłędu. Chciał usłyszeć go znowu.
- Jestem Ren - odrzekł krótko - A ty? Jak masz na imię?
- Faith - słodki głos ponownie wypełnił go całego, niosąc w pewien sposób spokój w całym jego ciele.
Gdy ludzie zmuszali go do walczenia z innymi psami, nie miał do czynienia z osobnikami innej płci. Poznawał jedynie innych samców, tylko po to, by przegryźć ich krtań, by dostać tej nocy jedzenie. Być może właśnie dlatego tak lubił słuchać głosu białej wilczycy. A być może chodziło o coś zupełnie innego.