Skoczkowaty sam z siebie wskoczył pod łapę Niffelheima, informując drapieżnika o tym, że dziś zamierza stać się jego przystawką. Basior o dobrym serduszku postanowił spełnić życzenie gryzonia i już chwilę później obgryzał jego drobne kosteczki do czysta. Widok ten odrobinę obrzydził, zdegustował dwóch basiorów, które razem upolowali dorosłego osobnika z rodziny jeleniowatych. Różnica ich zdobyczy była ogromna, toteż świetność łowów Habiela i Efraina przyćmiły marną mysz Niffusia.
– Trzeba było iść z nami – zaśmiał się jeden z nich – ale spokojnie. Podzielimy się z tobą, chociaż o najlepszych kawałkach mięsa możesz zapomnieć.
Biały basior początkowo nie wiedział jak zareagować, po czym prychnął śmiechem. Chociaż jego ofiara nie była wielkich rozmiarów, dał radę się nią najeść przez najbliższe... Pół godziny. Może nieco sobie przesunąć obiad na później. Nie był na tyle zdesperowany, żeby korzystać z pracy wilków, którzy nie są nawet myśliwymi w watasze. Jak sobie upolowali, niech sami sobie to zjedzą. To nie jest ostatnie zwierzę, którym przyjdzie się im najeść.
Odmawiając spożycia jelenia razem z nimi, zaprzeczył własnym zasadom. Zawsze, kiedy miał okazję zjeść, jadł – nigdy nie wiedział, kiedy nadarzy się kolejna szansa na zjedzenie porządnego posiłku. Podobnie zresztą było ze snem. Jak jest czas na spanie, to śpi. Prosta filozofia, której ostatnimi czasy coraz bardziej brak. Postanowił od razu naprawić swój błąd.
– Których części nie chcecie?
Nie mieli mu za złe jego nagłej zmiany zdania. Od początku byli nastawieni na to, że będą musieli podzielić się zdobyczą ze swoim mentorem, nauczycielem, zastępczym ojcem, dziadkiem, dobrym przyjacielem (no coś z tego). Zrobili mu miejsce, dając mu dostęp do tylnych kończyn zwierzęcia. Całe szczęście nie odstąpili mu jedynie mięsa z głowy ofiary. Cienka skóra i parę chrząstek, o zgrozo, to nawet ten skoczkowaty był o niebo lepszy od tego.
Miał szczęście, że do watahy nie wrócił zupełnie sam. Chociaż większości wilków już nie kojarzył i miał wrażenie, że sfora od jego wybycia stała się czymś zupełnie innym, nie chciał narażać się na szkalowanie przez innych. Nie miał pojęcia, jakie zdanie o sobie zostawił, opuszczając tereny Watahy Smoczego Ostrza, ale liczył na to, że mimo wszystko nikt nie miał mu tego za złe. Nigdy nie starał się wyróżniać na tle innych wilków, więc całkiem prawdopodobne, że nikt, poza pojedynczymi jednostkami, go nie znał.
Fakt posiadania towarzystwa w postaci Habiela i Efraina napawała go niemałą radością, która pozwoliła mu się cieszyć możliwością porozmawiania z kimś zupełnie otwarcie. Byli oni pierwszymi wilkami, do których zwróciłby się po pomoc i prawdopodobnie jedynymi, za którymi poszedłby w ogień. Dziękował stwórcom za ich istnienie i za to, że jakimś cudem zdołał ich do siebie zachęcić i przy sobie zatrzymać.
– Czy tak wygląda życie w watasze? – zapytał Efrain. – Trochę zawiewa nudą.
Nie krył swojego niezadowolenia spowodowanego statecznym życiem. Jednak trudno byłoby dogodzić wilkowi, który codziennie zmagał się w walkach na śmierć i życie. Dreszczyk emocji i przypływ adrenaliny to nie to samo, co wylegiwanie się w słońcu, kiedy obsadzeni funkcją strażników i patrolujących męczą się z doglądaniem terenów, by członkowie nie czuli się zagrożeni.
– Myślę, że nikt nie broniłby ci szukać przygód – zaczął Niffelheim. – Może znajdźmy coś, co mogłoby sprawić, że nasza szara rzeczywistość nabierze różnorodnych kolorów. Co powiecie na szukanie skarbów? A może zwalczanie złych duchów, gdzieś w odległej krainie? Może nikt nie zauważy, że na chwilę znikniemy i udamy się w dziką podróż!
– Dzika podróż, co? – do rozmowy włączył się Habiel. – Dzika podróż poślubna trzech basiorów, to brzmi wspaniale!
Choć jego żart nie był szczególnie górnolotny, bezkompromisowo zawstydził Niffelheima. Nie był jakoś szczególnie drażliwy na ten temat, ale sam fakt, że słowa z jego pyska mogą zostać odebrane w ten sposób... Co z kolei musiało przytrafić się brązowemu basiorowi, że wpadł na coś takiego?
– Miesiąc miodowy z wami nie brzmi wcale źle, ale może zmienimy to na... Inną nazwę?
– Jestem całkowicie za – rzucił Niffelheim i ruszył się z miejsca. – To jak, szukamy przygody?
– Trzeba było iść z nami – zaśmiał się jeden z nich – ale spokojnie. Podzielimy się z tobą, chociaż o najlepszych kawałkach mięsa możesz zapomnieć.
Biały basior początkowo nie wiedział jak zareagować, po czym prychnął śmiechem. Chociaż jego ofiara nie była wielkich rozmiarów, dał radę się nią najeść przez najbliższe... Pół godziny. Może nieco sobie przesunąć obiad na później. Nie był na tyle zdesperowany, żeby korzystać z pracy wilków, którzy nie są nawet myśliwymi w watasze. Jak sobie upolowali, niech sami sobie to zjedzą. To nie jest ostatnie zwierzę, którym przyjdzie się im najeść.
Odmawiając spożycia jelenia razem z nimi, zaprzeczył własnym zasadom. Zawsze, kiedy miał okazję zjeść, jadł – nigdy nie wiedział, kiedy nadarzy się kolejna szansa na zjedzenie porządnego posiłku. Podobnie zresztą było ze snem. Jak jest czas na spanie, to śpi. Prosta filozofia, której ostatnimi czasy coraz bardziej brak. Postanowił od razu naprawić swój błąd.
– Których części nie chcecie?
Nie mieli mu za złe jego nagłej zmiany zdania. Od początku byli nastawieni na to, że będą musieli podzielić się zdobyczą ze swoim mentorem, nauczycielem, zastępczym ojcem, dziadkiem, dobrym przyjacielem (no coś z tego). Zrobili mu miejsce, dając mu dostęp do tylnych kończyn zwierzęcia. Całe szczęście nie odstąpili mu jedynie mięsa z głowy ofiary. Cienka skóra i parę chrząstek, o zgrozo, to nawet ten skoczkowaty był o niebo lepszy od tego.
Miał szczęście, że do watahy nie wrócił zupełnie sam. Chociaż większości wilków już nie kojarzył i miał wrażenie, że sfora od jego wybycia stała się czymś zupełnie innym, nie chciał narażać się na szkalowanie przez innych. Nie miał pojęcia, jakie zdanie o sobie zostawił, opuszczając tereny Watahy Smoczego Ostrza, ale liczył na to, że mimo wszystko nikt nie miał mu tego za złe. Nigdy nie starał się wyróżniać na tle innych wilków, więc całkiem prawdopodobne, że nikt, poza pojedynczymi jednostkami, go nie znał.
Fakt posiadania towarzystwa w postaci Habiela i Efraina napawała go niemałą radością, która pozwoliła mu się cieszyć możliwością porozmawiania z kimś zupełnie otwarcie. Byli oni pierwszymi wilkami, do których zwróciłby się po pomoc i prawdopodobnie jedynymi, za którymi poszedłby w ogień. Dziękował stwórcom za ich istnienie i za to, że jakimś cudem zdołał ich do siebie zachęcić i przy sobie zatrzymać.
– Czy tak wygląda życie w watasze? – zapytał Efrain. – Trochę zawiewa nudą.
Nie krył swojego niezadowolenia spowodowanego statecznym życiem. Jednak trudno byłoby dogodzić wilkowi, który codziennie zmagał się w walkach na śmierć i życie. Dreszczyk emocji i przypływ adrenaliny to nie to samo, co wylegiwanie się w słońcu, kiedy obsadzeni funkcją strażników i patrolujących męczą się z doglądaniem terenów, by członkowie nie czuli się zagrożeni.
– Myślę, że nikt nie broniłby ci szukać przygód – zaczął Niffelheim. – Może znajdźmy coś, co mogłoby sprawić, że nasza szara rzeczywistość nabierze różnorodnych kolorów. Co powiecie na szukanie skarbów? A może zwalczanie złych duchów, gdzieś w odległej krainie? Może nikt nie zauważy, że na chwilę znikniemy i udamy się w dziką podróż!
– Dzika podróż, co? – do rozmowy włączył się Habiel. – Dzika podróż poślubna trzech basiorów, to brzmi wspaniale!
Choć jego żart nie był szczególnie górnolotny, bezkompromisowo zawstydził Niffelheima. Nie był jakoś szczególnie drażliwy na ten temat, ale sam fakt, że słowa z jego pyska mogą zostać odebrane w ten sposób... Co z kolei musiało przytrafić się brązowemu basiorowi, że wpadł na coś takiego?
– Miesiąc miodowy z wami nie brzmi wcale źle, ale może zmienimy to na... Inną nazwę?
– Jestem całkowicie za – rzucił Niffelheim i ruszył się z miejsca. – To jak, szukamy przygody?
Efrain? Habiel?