Gdy Faith bezpiecznie pozostawała na tyłach, Harbinger próbował odeprzeć nocne monstrum. Wiedziała, że nie może tylko się wpatrywać i nie reagować musiała coś zrobić, cokolwiek, ale strach z początku był od niej silniejszy. Widziała, że jej towarzysz jest na skraju wytrzymałości, jak zwierzę boleśnie przygniatało go do ziemi. Wzięła się w garść i zaczerpnęła kilka szybkich wdechów i wydechów, by odzyskać z powrotem spokój. Wyskoczyła z ukrycia i rzuciła się w stronę stworzenia akurat, gdy chciało zadeptać kopytami bezbronnego basiora. Zasłoniła go i starała się zwrócić głównie na siebie uwagę monstrum. Miała nadzieję, na zadanie mu ciosu, po którym się nie pozbiera, ale oczywiste, że moc zwierzęcia przewyższała wilczyce. Jednorożec natarł na nią z taką siłą, że rzucił nią o pobliskie drzewo. Samica głośno zaskomlała i osunęła się na ziemie, a on próbował ruszyć ponownie, zadając przy tym śmiertelny cios swoim rogiem, ale Faith ostatkami sił wytworzyła ogromną bryłę lodu, którą przygniotła go. Nie chciała go zabić, gdyż tych zwierząt się nie uśmierca, więc po prostu go unieruchomiła. Harbinger jako tako się podniósł i spojrzał w stronę samicy, ale ona nadal się nie podnosiła. Natychmiast do niej podbiegł, dopiero gdy stanął bliżej, zrozumiał co się stało. Przy pierwszym uderzeniu jednorożec przebił ją swoim rogiem. Leżała nieruchomo jej oddech był nieregularny, słychać było lekkie rzężenie i kaszel. Faith czuła jak ciepła ciecz spływała po jej brzuchu. Basior mówił do niej, ale nie rozumiała co takiego.
Adrenalina
pozwoliła jej wstać, ale łapy jej się trzęsły. Oparła się o swojego
towarzysza tak jak to on wcześniej o nią. Musieli sobie nawzajem
pomagać. Jak na waderę o tak kruchej posturze była wytrzymała. Jednak w
drodze powrotnej do jej ogrodu Faith traciła siły, a w miarę jak jej
krew się wylewała, jej umysł się rozpraszał. Nie raz się przewróciła.
W
momencie, gdy tylko przekroczyli próg jej pracowni ponownie upadła na
podłoże, ale już nie była w stanie wstać, straciła dużo krwi.
-
K-Krwawnik... Krwawnik... ten naprzeciwko... - wycharczała i skierowała
łeb w stronę rośliny rosnącej w donicy o kwiatach w kształcie
koszyczków i szarozielonych liściach. Tej samej, którą wcześniej jemu
podała. - I L-Lanceolata... - wskazała mu następne miejsce, gdzie
znajdowała się roślina o gładkich, błyszczących, czerwonobrunatnych
nasionach w kształcie czółenek i długich lancetowatych liściach. Także
ta, którą jego leczyła. Nie tracąc czasu basior zebrał składniki a
wadera poinstruowała go dalej. - Dokładnie rozgnieć je i rozetrzyj w
misie a później zalej wodą i wymieszaj... Następnie nałóż wszytko na
ranę... z bólem poradzę sobie sama.
Waderę pochłonęło zimno i nie potrafiła już zrozumieć tego, co się działo wokół niej.
HG?