Orzeźwiające powietrze dostawało się do nosa Habiela, jednak basior nie potrafił w nim wyłapać jakiegokolwiek zapachu zwierzyny łownej. Wiatr jedynie skutecznie mu to utrudniał, wiejąc w zupełnie inną stronę. Basior jednak ciągle szukał sobie śniadania. Na swojej drodze spotykał tylko stare królicze czy sarnie ślady, bądź zapachy sprzed paru wschodów słońca. Wciąż niuchając powietrze podążał za najświeższym tropem, który znalazł. Po chwili dostrzegł dosyć dużego królika, skubiącego kępkę trawy. Jego ofiara znajdowała się około długość drzewa od niego. Miał dużą szansę wyskoczyć teraz i złapać królika za łapę czy ogon, jednak równie łatwo mogłoby mu śniadanie uciec. Musiał dokładnie przeanalizować swoje położenie, co, nie oszukujmy się, przyszło mu z niewielkim trudem. W końcu uznał, że lepiej będzie się jeszcze trochę zbliżyć do zwierzaka, uważając, by nie potrącić po drodze żadnej gałązki lub kamienia, by go nie usłyszał. Habiel wytężył wszystkie swoje zmysły i ruszył powoli do przodu. Oczy miał szeroko otwarte, a łapy stawiał w całkowitym skupieniu. Gdy uznał, że odległość jest odpowiednia - zerwał się do biegu. Królik wystartował z lekkim opóźnieniem, lecz tuż przed kłami Habiela zniknął w krzakach. Wilk włożył w nie głowę, mając nadzieję, że uwięziony królik zaraz stanie się jego posiłkiem. Jednak to co ujrzał za zieloną zasłoną nieco go zaskoczyło. Mina mu zrzedła na widok białej wadery trzymającej w pysku świeżo upolowaną zwierzynę. Westchnął rozczarowany. Sytuacja wskazywała na to, że Habiel wróci do jaskini z pustym brzuchem, jednak basior usłyszał wadera zrobiła parę kroków w jego stronę. Sierść zjeżyła mu się na karku.
- Na osty i ciernie... - mruknął pod nosem, zestresowany nieuniknionym już spotkaniem z wilczycą. Obrócił nieco łeb, by nieco się jej przyjrzeć. Wysoka, śnieżnobiała wadera o bardzo, bardzo smukłej sylwetce, długich łapach. Jedno oko miała zakryte grzywką, drugie o kolorze szafiru unikało jego wzroku jak tylko mogło.