17 lutego 2019

HG cd. Faith


— Zrozumiano? — Jej pytanie wyrwało mnie z zamyślenia. Uniosłem powieki i spojrzałem na nią sennie. To niemożliwe, żeby mnie nie poznała. Fakt, że przez te wszystkie lata nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, ale nie licząc braku komunikacji werbalnej, widywaliśmy się dość często. — Jasne, że tak Antilio — odpowiedziałem, odwracając się na bok. Kolejny raz zamknąłem oczy, aby przeczekać ból głowy, nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. 
Zbudził mnie cichy jęk, który zapewne wydała moja wybawczyni. Otworzyłem zaspane ślepia i spojrzałem na małą doniczkę, która w kawałkach leżała na podłodze, zaraz obok stała Faith. Wadera usiłowała zebrać pozostałości niezniszczonych roślinek. Nie do końca świadomy swoich czynów zszedłem z posłania i zacząłem zbierać razem z nią.
— Powinieneś leżeć.
— Ile spałem?
— Trzy godziny. 
— To wystarczająco. Dziękuję ci za opiekę i poświęcenie, ale już sobie pójdę. Umieram z głodu — mruknąłem sam do siebie.
— O nie. Nie po to tak się starałam, żebyś sobie znikał po trzech godzinach — warknęła przerywając zbieranie. — Przyniosę ci jedzenie tutaj.
— Nigdy nie będzie wyręczała mnie wadera.
— Nigdy nie mów nigdy, nie zgodzę się na to. Na dodatek się ściemnia. 
Jej oczy pociemniały, pojawiła się w nich mała burza. Nie chciałem jej denerwować, ale nie miałem zamiaru się nią wysługiwać. Zabawa tak, bezsensowne wykorzystywanie nie. Westchnąłem na myśl  o tym, jak długa rozmowa mnie czeka. Omiotłem pomieszczenie wzrokiem i natrafiłem na mały malunek przedstawiający atakującego wilka. Ruszyłem w kierunku wyjścia, nie zwracając uwagi na białą samicę. Nie dawała za wygraną i zagrodziła mi przejście. Może groźba na coś się zda?
— O ile jednak chcesz mi pomóc i przy okazji przeżyć, radzę ci mnie puścić. 
— Nie — kłapnęła zębami. 
— To może kompromis? Pójdziemy razem, ale to ty będziesz polować, a ja tylko wybiorę ofiarę i popatrzę?

Zgodziła się. Oczywiście, że tak. Na zewnątrz panował przyjemny półmrok pogrążający watahę w sennym krajobrazie. Postanowiliśmy zapolować na coś małego, łatwego i w miarę dostępnego. Proponowałem zasadzkę na Phoenix'a, lecz Faith zdecydowanie zaprzeczyła, tłumacząc, że i tak już ma wyrzuty sumienia wychodząc ze mną gdziekolwiek. Tak oto siedziałem znudzony nad małą rzeczką nieopodal Centrum i wraz ze swoją towarzyszką wypatrywałem czegoś do jedzenia. Właściwie to ona w skupieniu czaiła się w krzakach i czekała na zwierzynę, a ja leżałem i obserwowałem ją kątem oka. 
— Powiedz mi, jakie masz moce?
— Zabawa lodem, rozmowa z roślinami  — zaczęła wyliczankę, lecz szybko jej przerwałem.
— Skoro umiesz rozmawiać z roślinami, to może zapytaj się przyjaciół drzew, czy nie widziały w pobliżu czegoś do zjedzenia — zaproponowałem z nutą ironii. Faith, choć mocno poirytowana, nie odwróciła wzroku od drzewa, prawdopodobnie wykonując moją prośbę. — I?
— Nic. 
Pokiwałem głową z uznaniem, już miałem rozpocząć swój monolog, ale trzask gałęzi nie dał mi zacząć. Oboje spojrzeliśmy w tym samym kierunku. Po drugiej stronie rzeki siedziało stado kruków. Przez chwilę miałem ochotę się śmiać, ale wtedy zza krzaków wylazło jeszcze coś. Duży, szary i niewyraźny kształt spłoszył ptaki, które wzbiły się w niebo, zakrywając księżyc czarną chmurą. Jednorożec nocy. Koń z rogiem i ogonem lwa bez oporów wszedł do wody i zaczął się do nas zbliżać.  To był czas na ucieczkę, z tym się nie walczy. Popatrzyłem na Faith, stała jak wryta. Nie ruszała się, a jej oczy zaszły mgłą. Dźwignąłem się na łapy i pchnąłem ją w tył, aby uniknąć rozlewu krwi, który był już bliski, bo zwierzę natarło na nas rogiem. Kompletnie nie wiedziałem, jak z tym walczyć, ale patrzenie w oczy nie wchodziło w grę. Szybko upewniłem się, że samica jest w bezpiecznym i niewidocznym miejscu, a następnie sam skoczyłem w stronę potwora. Pewnie wyobrażacie sobie piękne i majestatyczne zwierzę, ale to coś nie było w żadnym stopniu nawet ładne. Wielki tłusty łeb ze zbyt dużymi ganaszami i krótkim pyskiem zdobił nadłamany, ostry róg. Szyja wraz z przednimi nogami była pozbawiona sierści, pokryta cienką, szarą skórą. Ogon i tylne nogi miały kolor biały. Instynktownie wbiłem zęby w szyję zwierzęcia. Potwór zaczął wierzgać i strzelać barany. Kilkakrotnie przewracał się i przygniatał mnie do ziemi. Z każdym razem czułem coraz mniej, ale nie puszczałem. Kości, podobnie jak naczynia krwionośne pękały, przy każdym zetknięciu z ziemią. Nagle przed oczami mignęło mi białe futro, a zaraz po tym, w jednorożca trafiło coś ciężkiego, zwalając go z nóg.

Faith? 
Wybacz za jakiekolwiek niespójności. PS. HG nic się nie stało, przynajmniej mam taką nadzieję. 

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template