Nie potrzebują więcej egzorcystów, więc czym powinien się zająć wilk, który całe swoje życie podporządkował zbłąkanym duszyczkom, które w większej mierze lubiły dręczyć żywe (no przeważnie żywe) istoty? Agh, nie przepadał za zmianami i za nowościami, podjęcie się zajęcia jakiegokolwiek innego zajęcia niż egzorcyzmy… Będzie dla niego nie lada wyzwaniem. Omegą nie chce być, ponieważ czuje, że musi mieć jakieś obowiązki, inaczej non stop by się nudził jako bezrobotny. Życie jest okrutne…
Zdecydował się w końcu. Skoro nie może pracować z prawdziwymi demonami, zmierzy się z tymi, które przemierzają świat na tych pulchnych, słabych i krótkich łapkach. Postanowił spróbować swoich sił z demonami, które zostały wydane światu powszechnie znane jako: „wpadki”, „owoce miłości”, „gówniaki”. Pracować będzie z małymi diabłami, których najogólniejsza nazwa mrozi już krew w żyłach. Jego codziennością staną się kaprysy tych wiecznie niezadowolonych kulek (nie)szczęścia, które całymi dniami mogłyby się bawić, jeść i spać. Stanie na wysokości podjętego zadania. Zawalczy ze szczeniakami o to, by mogły wyrosnąć na porządnych obywateli wilczej społeczności, a przy okazji odprawi nad nimi egzorcyzmy, pozbywając się ich pierwotnej natury – czystego zła.
Obdarzony stanowiskiem pedagoga postanowił zaznajomić się z nowym środowiskiem pracy. Liczył, że jeszcze dzisiaj nikt nie będzie potrzebował jego pomocy w uspokajaniu małego gówniarza, któremu nie odpowiada przydzielony mu kawałek mięsa. O zgrozo, ma również nadzieję, że nie będzie musiał pacyfikować szczeniaka, który został wyrwany ze swojej popołudniowej drzemki. Takie to dają mocno w kość…
Wybrał się do jaskini szczeniąt, o ile tak to może nazwać legowisko tych nikczemników. Odrobinę się rozczarował, kiedy lokalizacja tej miejscówki została zmieniona podczas jego nieobecności w watasze. Liczył, że będzie mógł powspominać czasy, kiedy jeszcze jego potomstwo było małymi berbeciami. Och, gdyby się tak zastanowić. Nie kojarzy większości miejsc z nowych terenów Smoczego Ostrza, będzie musiał sobie zorganizować wycieczkę krajoznawczą. E, kiedy indziej. Dzisiaj poświęca czas na zgłębianie tajników obsługi szczeniaka. Huh, chociaż halo, miałeś kiedyś dzieci, w sumie dalej masz, nie możesz powiedzieć, że kompletnie się nie znasz na wychowywaniu gówniaków. Hm, ale własne dzieci to tam… No, nie trzeba być tak strasznie delikatnym, a teraz? Zaraz ktoś go oskarży o demoralizację młodzieży i co? Straci robotę, skażą go na wygnanie, mimo że niedawno wrócił…
Nie zorientował się, kiedy w końcu przekroczył próg jaskini i wtargnął na sam środek „sali zabaw”. Na całe szczęście nie było świadków jego nieogarnięcia i nikt nie widział, że bez konkretnego powodu staranował stos kostek i kosteczek, a klika z nich postanowiło zadrapać jego łapę. Lekko rozciętej skóry widać nie będzie, nie pod tą warstwą sierści.
– Przepraszam, ale szczenięta są teraz pod opieką mentorów. Wróć za jakiś czas.
Sam komunikat go nie zainteresował, bardziej zaciekawiła go właścicielka głosu. Znał go, więc i znał wilczycę, która do niego przemówiła. Niebawem z jednego korytarza wyłoniła się lisopodobna postać o kilku ogonach i rdzawym futrze. Była dokładnie taką, jak zapamiętał. Mimowolnie posłał jej uśmiech, ale wówczas zdał sobie sprawę z tego, że on o niej nie zapomniał, ale to nie znaczy, że ona o nim również nie. Podszedł nieco bliżej, schylając odrobinę swoją głowę.
– Na łapę mi jest fakt, że szczeniąt tutaj nie ma – zaśmiał się. – I odrobinę mi ulżyło. Nie ma tu tych demonów, a jesteś ty, która na całe szczęście się nie zamieniła w kogoś innego. – Mówił, jakby ją znał na wylot, ale prawdę mówiąc, nie znał jej wcale. Zdradziła mu jedynie swoje imię i historię plemienia, z którego pochodzi. Wadera stała i patrzyła na niego… jakby był nawiedzony. Był przyzwyczajony to takich spojrzeń, ale… w sumie z żadnym podobnym nie spotkał się od dawna. – Taiyō, wciąż masz siłę do tych szczeniąt?
Zdecydował się w końcu. Skoro nie może pracować z prawdziwymi demonami, zmierzy się z tymi, które przemierzają świat na tych pulchnych, słabych i krótkich łapkach. Postanowił spróbować swoich sił z demonami, które zostały wydane światu powszechnie znane jako: „wpadki”, „owoce miłości”, „gówniaki”. Pracować będzie z małymi diabłami, których najogólniejsza nazwa mrozi już krew w żyłach. Jego codziennością staną się kaprysy tych wiecznie niezadowolonych kulek (nie)szczęścia, które całymi dniami mogłyby się bawić, jeść i spać. Stanie na wysokości podjętego zadania. Zawalczy ze szczeniakami o to, by mogły wyrosnąć na porządnych obywateli wilczej społeczności, a przy okazji odprawi nad nimi egzorcyzmy, pozbywając się ich pierwotnej natury – czystego zła.
Obdarzony stanowiskiem pedagoga postanowił zaznajomić się z nowym środowiskiem pracy. Liczył, że jeszcze dzisiaj nikt nie będzie potrzebował jego pomocy w uspokajaniu małego gówniarza, któremu nie odpowiada przydzielony mu kawałek mięsa. O zgrozo, ma również nadzieję, że nie będzie musiał pacyfikować szczeniaka, który został wyrwany ze swojej popołudniowej drzemki. Takie to dają mocno w kość…
Wybrał się do jaskini szczeniąt, o ile tak to może nazwać legowisko tych nikczemników. Odrobinę się rozczarował, kiedy lokalizacja tej miejscówki została zmieniona podczas jego nieobecności w watasze. Liczył, że będzie mógł powspominać czasy, kiedy jeszcze jego potomstwo było małymi berbeciami. Och, gdyby się tak zastanowić. Nie kojarzy większości miejsc z nowych terenów Smoczego Ostrza, będzie musiał sobie zorganizować wycieczkę krajoznawczą. E, kiedy indziej. Dzisiaj poświęca czas na zgłębianie tajników obsługi szczeniaka. Huh, chociaż halo, miałeś kiedyś dzieci, w sumie dalej masz, nie możesz powiedzieć, że kompletnie się nie znasz na wychowywaniu gówniaków. Hm, ale własne dzieci to tam… No, nie trzeba być tak strasznie delikatnym, a teraz? Zaraz ktoś go oskarży o demoralizację młodzieży i co? Straci robotę, skażą go na wygnanie, mimo że niedawno wrócił…
Nie zorientował się, kiedy w końcu przekroczył próg jaskini i wtargnął na sam środek „sali zabaw”. Na całe szczęście nie było świadków jego nieogarnięcia i nikt nie widział, że bez konkretnego powodu staranował stos kostek i kosteczek, a klika z nich postanowiło zadrapać jego łapę. Lekko rozciętej skóry widać nie będzie, nie pod tą warstwą sierści.
– Przepraszam, ale szczenięta są teraz pod opieką mentorów. Wróć za jakiś czas.
Sam komunikat go nie zainteresował, bardziej zaciekawiła go właścicielka głosu. Znał go, więc i znał wilczycę, która do niego przemówiła. Niebawem z jednego korytarza wyłoniła się lisopodobna postać o kilku ogonach i rdzawym futrze. Była dokładnie taką, jak zapamiętał. Mimowolnie posłał jej uśmiech, ale wówczas zdał sobie sprawę z tego, że on o niej nie zapomniał, ale to nie znaczy, że ona o nim również nie. Podszedł nieco bliżej, schylając odrobinę swoją głowę.
– Na łapę mi jest fakt, że szczeniąt tutaj nie ma – zaśmiał się. – I odrobinę mi ulżyło. Nie ma tu tych demonów, a jesteś ty, która na całe szczęście się nie zamieniła w kogoś innego. – Mówił, jakby ją znał na wylot, ale prawdę mówiąc, nie znał jej wcale. Zdradziła mu jedynie swoje imię i historię plemienia, z którego pochodzi. Wadera stała i patrzyła na niego… jakby był nawiedzony. Był przyzwyczajony to takich spojrzeń, ale… w sumie z żadnym podobnym nie spotkał się od dawna. – Taiyō, wciąż masz siłę do tych szczeniąt?
Taiyō?