18 kwietnia 2016

Od Taravii

Wadera biegła, czując, jak krople deszczu spływają po jej jasnym futrze. Przyśpieszyła, a serce zadudniło w jej piersi. Przewróciła się, wykończona, wciąż próbując złapać oddech. Bała się. Mróz kuł ją w pysk i łapy, cała drżała. Zakaszlała, a brudnobordowa ciecz wypłynęła z jej pyska, tworząc na ziemi plamy. Wstała, kulejąc. Parła naprzód, ignorując pulsujący ból głowy i niepokojące, nierytmiczne dudnienie serca. Odwróciła łeb, by spojrzeć, czy za nią idzie. Ale nikogo tam nie było, jej wzrok napotkał jedynie burą mgłę. Znów upadła, a jej ciałem wstrząsnęły konwulsje. Zaczęła kaszleć, coraz bardziej krwawiąc. Miała dość. Ten jeden raz zapragnęła śmierci. Nagłej, bezbolesnej, kojącej. Chciała przestać uciekać, poczuć ulgę. Nie chciała się bać.

I ten jeden, jedyny raz, jej marzenie się spełniło.


Otwarłam oczy, dając sobie chwilę, aby przywyknąć do mroku panującego w jaskini. Kropelki potu spływały po mojej skórze, dając uczucie gorąca. Leżałam, wtulona w Zero, lecz po chwili podniosłam się, a chłód omiótł moje ciało. W głowie czułam pulsujący ból, ale zignorowałam go. Przeszłam obok śpiącego, jak mi się zdawało, Zero, jak najciszej kierując się do wyjścia. Ciszę przerywał jedynie mój oddech.
- Gdzie idziesz? - usłyszałam niski, zachrypnięty głos.
- Nie mogę spać. Boli mnie głowa, idę się przewietrzyć.
- Jest środek nocy.
- Właśnie. Myślałam, że śpisz.
- To nieistotne. Coś się stało, Tav? - uniosłam brew na przezwisko "Tav"
- Nic ważnego.
- Na pewno?
Skinęłam, a Zero nie drążył tematu. Bez ceregieli wyszłam z jaskini, od razu czując zapach nocnego powietrza. Zimny wiatr mierzwił moje gęste futro, a wilgotna gleba kuła w łapy. Księżyc rzucał bladą poświatę na tereny watahy, a drzewa powoli zrzucały rude liście, pokrywając nimi ziemię. Choć wokół panowała cisza, zakłócana jedynie przez wiatr, moja głowa pękała pod naporem dudniących dźwięków. Zamknęłam oczy, starając się zrelaksować, lecz ból skutecznie mi to uniemożliwiał. Przeklęłam pod nosem, opierając się o brudną ścianę jaskini. Wzięłam głęboki wdech, czując kłucie w gardle. Chwiejnym krokiem ruszyłam do przodu, nie wiedząc nawet, gdzie dokładnie zmierzam. Przeszłam przez cmentarz, który de facto nie posiadał wielu nagrobków. I dobrze. Nawet nie zorientowałam się, kiedy stałam zaraz obok granicy watahy. Spojrzałam w dal, w przestrzeń, starając się wyłapać jak najwięcej szczegółów. Lecz widziałam tylko burą mgłę. 
Usłyszałam głos. Niski, przyjemny dla ucha, rozniósł się po mojej głowie echem, rozrastając się w niej. Zmrużyłam oczy, lecz nikogo nie widziałam. Przez chwilę wydawało mi się, że to tylko złudzenie, ale znów go usłyszałam. 
Nie potrafiłam wyłapać ani jednego słowa. Słyszałam tylko cichy mruk, tylko jeden głos. Ruszyłam w jego stronę, choć powinnam zawrócić. Znalazłam się poza terenami watahy, na ziemi nie należącej do nikogo. Parłam do przodu, chcąc poznać źródło dźwięku. 
Siedział, odwrócony do mnie tyłem. Basior o jasnym futrze i naturalnym wyglądzie. Słyszałam jego oddech. Wiedział, że tu jestem. Zamilkł, podnosząc się. Przymknęłam jedno oko, czując, jak kropelki zimnego deszczu spływają po moim futrze. No proszę, nawet nie wiedziałam, że pada. 
- Kim jesteś? - zapytałam, przekrzykując narastający deszcz.
Odwrócił się, mierząc mnie wzrokiem. Przez kilka cennych sekund zauważyłam w jego oczach strach, lecz po chwili zmarszczył brwi, warcząc.
- Nie powinno cię to interesować. Za to ty znalazłaś się na moim terenie.
- Twoim? - parsknęłam, przejeżdżając językiem po zębach. Poczułam ciepły, metaliczny posmak.
- Mojej watahy. Watahy Perłowych Wzgórz.
Wyprostowałam się, podchodząc bliżej. 
- Boisz się mnie. - stwierdziłam, mimowolnie uśmiechając się kąśliwie. 
- Nie chcę, żebyś przyniosła mi pecha. 
- Nie jestem talizmanem. 
- Jesteś magiczna.
- O, dziękuję. - syknęłam - Mam to uznać za komplement, tak?
Warknął, obnażając kły, i napiął mięśnie. Poczułam dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Zmarszczyłam brwi i lekko obniżyłam pozycję ciała, gotowa do obrony. 
Skoczył na mnie. Przez chwilę straciłam świadomość, machinalnie parując jego ataki. Po chwili jednak otrzeźwiałam, czując, jak szkarłatna posoka spływa z ran po kłach wilka. Odwróciłam się gwałtownie, odskakując w bok. Naprędce omiotłam otoczenie wzrokiem, wyłapując jedynie siną mgłę. A może to ja traciłam wzrok? Zacisnęłam zęby, skupiając się na wilku, którego po chwili uwięziły pokryte stalowymi łuskami szpony. Miotał się, lecz niewiele mógł zdziałać. Odkaszlnęłam, a z pyska pociekła mi krew. Podeszłam do niego, lekko się zataczając. Wyciągnęłam łapę w kierunku basiora, z zamiarem zabicia go, lecz wtedy upadłam, rozluźniając przy okazji trzymające go szpony. Wilk, napinając mięśnie, rozszerzył je i rzucił się na mnie. Przygwoździł mnie do ziemi, zbliżając pysk do mojego ucha.
- To koniec. - szepnął.
Coś poszło nie tak. To ja miałam wygrać, miałam po swojej stronie magię. Miałam moce, on jedynie siłę - imponującą, lecz niewystarczającą. 
Zacisnęłam oczy, ostatkami sił odpychając go Czarną Magią. 
Usłyszałam kroki. Ich dźwięk przebijał się przez deszcz. 
Wrogi basior również je słyszał, więc nie zwariowałam. Zaczął cofać się w cień. 
Niepewnie odwróciłam łeb w kierunku kroków. 
- Zero... - szepnęłam. 
Podbiegł do mnie. Całe jego futro było w błocie. Zmierzył mnie wzrokiem, marszcząc brwi na liczne ślady krwi.
- Czuję wrogiego wilka. Kogo mam zabić? - zapytał, posyłając mi zmartwione spojrzenie.
- Nikogo tu nie było, zapewniam cię. Po prostu źle się czuję, coś jest nie tak.
- Nigdy nie umiałaś kłamać. - stwierdził, pomagając mi iść. On i tak wiedział swoje.
Kątem oka spojrzałam na drzewo, do którego mówił tamten basior. Widziałam jego oczy, odróżniały się na tle cieni. Nie wiedziałam, czy nadal tam jest, czy to ze mną jest coraz gorzej, ale z jego oczu dałam radę odczytać jedynie jedną rzecz. "To jeszcze nie koniec."
Później oczy zaszły mi mgłą. Obudziłam się w jaskini medyka, obandażowana. Nade mną siedział Zero. 
- W porządku? Ponoć już nic ci nie powinno być. Dopiero nieleczona choroba mogłaby spowodować śmierć. 
Skinęłam łbem. Czyli miałam szczęście, tak?
- Zero... Chyba mamy wrogów. - przyznałam niechętnie, wzdychając.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template