29 kwietnia 2016

Od Zero Blackfire CD. Taravii

Uśmiechnąłem się ciepło i spojrzałem się na moją żonę (heheszky :D). Byłem chyba najszczęśliwszym wilkiem na ziemi. Właśnie w ten dzień, stałem się kimś bardzo ważnym dla naszej watahy. Nie mogę tego zepsuć. Po udanym ślubie, wybraliśmy się do jaskini alf, aby omówić ważne sprawy. Musiałem zajrzeć do kilku ksiąg, dowiedzieć się co nieco więcej o zasadach watahy, i Serafina nie odpuściła mi kilku początkowych zajęć. Rano, miałem iść z Cheroke na obchód granic, później iść na trening z mordercami, a pod koniec dnia miałem wykonać pewne zlecenie na szybką, cichą śmierć. Miałem co do tego zlecenia pewne plany. Nie dałem rady dalej żyć w tym ciele. Najlepiej by było, abym dostał własne, normalne ciało, a nie muszę kogoś opętywać. Ale dobrze, zrobię co trzeba.

*Następnego dnia* 

Obchód z Cheroke był naprawdę ciekawy. Wadera opowiadała mi o swoich sztukach walki , pokazywała mi swoją magię, i rozmawialiśmy o tym kim chce zostać w przyszłości. Cheroke to niezwykle utalentowana wadera. Widzę ją jako alfę, bądź dowódcę morderców. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, bo musiała iść . Pożegnałem ją i ruszyłem na trening. Moi zabójcy byli jak zwykle na czas. Verall, Oleander i Dante. Moi uczniowie. Ustawili się w rządku. Wyznaczyłem im dzisiejszy cel treningu, i wzięliśmy się do roboty. Verall i Dante mieli zapolować na dwa samce jelenia tak, aby reszta stada nie zauważyła zniknięciai nie spłoszyła się. Po udanej misji chłopcy wrócili z dorodną zdobyczą. Następnie Oleander zmierzył się ze mną.
- Za duży zamach. - Powiedziałem. - Rób mniejszy zamach, ale z większą siłą. Zrób to skutecznie.
Oleander posłusznie wykonał moje polecenie. Dostałem w pysk, lecz nie przejąłem się nawet cieknącą krwią.
- Zero, już wystarczy. - Stwierdził Oleander.
- Nie. - Warknąłem. - Dalej. Musicie być najlepszymi mordercami pod słońcem. Na trzy wszyscy mnie atakujecie. Do roboty! Jeden... Dwa... Trzy!
I cała trójka się na mnie rzuciła. Pomimo odniesionych z treningu ran, nie poddałem się. Pod wieczór poszedłem na misję. Droga była ciężka, ale udało się. Dotarłem do granic wrogiej watahy. Wyszedłem z ciała tego dupka. Upadł na ziemię bezsilny, a ja swoją mocą zepchnąłem go w przepaść. Jako demon wstąpiłem na chwilkę do wroga. Strażnicy nawet na mnie nie spojrzeli. Bali się mnie zaatakować. Myśleli, że to śmierć po kogoś idzie, i lepiej jej nie przeszkadzać. I mieli rację. Jeden ze strażników wrogiej watahy był moim celem. Stał przy drzwiach, ubrany w wieśniacki hełm i zbroję. Prychnąłem oburzony i opętałem go.
- Ach! - Otworzyłem szeroko oczy. - Co za ulga...
W nowym ciele czułem się świetnie. Byłem pełen sił. Zrzuciłem z siebie to pedalskie ubranko i podszedłem do okna, gdzie widziałem swoje odbicie.
- W końcu nie będę wyglądał jak czarno czerwony głupek. Jestem o wiele przystojniejszy. - Uśmiechnąłem się szyderczo i bez mniejszych problemów wyszedłem poza tereny. Wróciłem do Watahy Smoczego Ostrza. Można było poznać mnie w łatwy sposób. Wilk, którego miałem zabić nie nosił na ciele dziwnych znaków. A ja tak. Taravia od razu mnie poznała po głosie, ale dalej była zniesmaczona widokiem tajemniczego talizmanu.
- Sprawdź co to jest. - Powiedziałem siedząc na kanapie, i próbując to odczepić. Jednak na marne, bo okazało się, że to coś jest do mnie przyłączone.
- Tak! To ta księga! - Powiedziała.
- "Wisior może przywoływać i zamykać w sobie demony, dzięki którym pokona niemal każdego. Ale nie można go nadużywać, bo dokona samozniszczenia wraz z wilkiem." - Wyczytała.
- Nie jest mi potrzebny. - Założyłem łapy za głowę. - Czyż nie wyglądam przystojniej moja kochana żono? - Puściłem do niej oko.


Taravia? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template