- NATURAA!
Poznałem jej imię. To ta samica, której rzekomy krasnolud pilnował. Jednym zamachem ogona zgniotłem robaka. Wadera obudziła się i ponownie otrzymałem w pysk. Pazur samicy szybko szmernął po mojej sierści, przez co kępka czarnych włosków opadła na ziemię.
- Puść mnie! - Darła się.
- Spokojnie! - Krzyknąłem do niej, a ta natychmiast zamknęła pysk. Patrzyła się na mnie zdziwiona, i wystraszona.
- NAŚLĘ NA CIEBIE KRASNOLUDY! - Warknęła, ale nie przejąłem się jej pogróżkami.
- A ja je wszystkie wygnam. Poza tym, wszyscy już chyba wiedzą, iż piastuje wyższe stanowisko niż dotychczas, i wymagam większego szacunku. A ty, młoda damo nie powinnaś grozić starszym, tym bardziej mało zdolnymi stworzeniami nie potrafiącymi ruszyć dupy z grzyba. - Powiedziałem, i podkreśliłem ostatnie słowo, aby w tej samej chwili wybuchnąć zaraźliwym śmiechem.
- Co pana tak śmieszy? - Zapytała, wyślizgując się.
- Wy dzieci, nie macie chyba poczucia humoru. - Już praktycznie leżałem na ziemi, i trzymałem się z brzuch, bolący ze śmiechu. Ale pomimo tego, nie potrafiłem przestać się śmiać. Widok mojej ukochanej, nieco mnie uspokoił. Wstałem, wytrzepałem się z piachu, i wymieniłem kilka słów z żoną. Następnie ta zniknęła w krzakach, a ja ponownie zwróciłem się do Natury.
- Masz ochotę na spacer? Może jakoś przekonam cię, że nie jestem takim złym zmiechem. - Znów zacząłem się śmiać, podkreślając ostatnie słowo. Wadera nie potrafiła powstrzymać tej fali śmiechu, nawet ja. Najpoważniejszy wilk na ziemi, nie mogłem się oprzeć. W końcu, Naturę także zaraził śmiech.
Naturo?