Wróciłem do watahy, myślałem, że znajdę tam Elie, ale się myliłem. Nie wróciła, zacząłem się coraz bardzie martwić. Minęła godzina, zacząłem jej szukać.
Wszedłem w jakiś ciemny las. Zatrzymałem się i zacząłem się rozglądać. Zauważyłem ją siedzącą pod spróchniałym drzewem.
- Bingo! - krzyknąłem
I ruszyłem w jej stronę.
- Elie, jesteś, a tak bardzo się o Ciebie martwiłem. Czemu uciekłaś?
- Moja sprawa, nie Twoja. Proszę Cię idź stąd i zostaw mnie w spokoju.
- Nie zostawię Cię w spokoju, dopóki nie dowiem się o co chodzi.
- Dobra, powiem Ci.
- No to słucham.
- Gdy Ciebie zobaczyłam, to zakochałam się, chociaż myślałam, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, ale to już nie ma większego znaczenia... Widać, że ty kochasz Longmę...
- Co?! Ja kocham Longmę??
- No tak mi się wydaje.
- No to źle Ci się wydaje...
- Bo widziałam jak na nią patrzysz, inaczej niż na mnie.
- Żeby było wszystko jasne, ja nie kocham Longmy i nawet nigdy nie kochałem.
- A no to przepraszam. Przyjmujesz moje przeprosiny?
- Nie wiem, zastanowię się.
- Ale Dante, ja nie chciałam...
I poszedłem, cały czas chodziła mi myśl, czemu Elie pomyślała że mógłbym być z Longmą...
Poszedłem na łąką pełną kwiatów, położyłem się i zacząłem rozmyślać.
Elie? Longma?