- Przejdziemy się gdzieś? - zapytałem, a ona zgodziła się.
Ruszyłem do przodu, rozkoszując się przyjemną ciszą i zapachem jesieni. Pierwsze liście spadły na ziemię, powoli ścieląc ją złotoczerwoną kołdrą.
- Opowiedz mi coś o sobie. - zagaiła, a ja uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Obawiam się, że będzie to niemożliwe...
- Dlaczego?
- Sam nie wiem o sobie zbyt wiele. - mruknąłem pod nosem, lekko spuszczając łeb w dół.
- No tak, amnezja. - westchnęła
Przytaknąłem i zamyśliłem się.
- Chciałabyś odwiedzić Skałę Rijj?
- Hm... Chyba tak. Ne wiem, nie byłam tam.
- To dobrze, ja też nie. - uśmiechnąłem się i lekko przyśpieszyłem. - Słyszałem jednak, że jest to bardzo ładne miejsce.
- Wilki mówią różne rzeczy.
- Mimo wszystko trzeba przyznać, że na terenach naszej watahy jest bardzo dużo ładnych miejsc, żeby nie powiedzieć pięknych.
Zgodziła się ze mną. Po chwili byliśmy na miejscu. Pozwiedzaliśmy, pooglądaliśmy, a na koniec odprowadziłem Ayrę do jej jaskini. Kiedy wróciłem do siebie, padłem na posłanie, obok śpiącego już Eskandera. Mimo ogólnego zmęczenia nie mogłem zasnąć.
Myślałem tylko o niej.
Ayra?
Przepraszam, że tak długo. :(
Do tego to opowiadanie też kiepskie, bo pisane o północy ;__;