Usłyszałam kroki dochodzące z zewnątrz. Wstałam, otrzepując futro z kurzu i mozolnym krokiem ruszyłam w stronę Serafiny, która od progu raziła mnie szerokim uśmiechem.
- Wstawaj, ofermo! To już dziś! - oznajmiła wesoło
- Och, doprawdy? Masz mnie za taką ofermę, że Twą powinnością jest informowanie mnie o moim ślubie? - syknęłam, akcentując przedostatnie słowo.
- Ktoś wstał lewą łapą, tak? - uniosła brew.
- Jesteś podejrzanie wesoła, czyżby jakiś basior zawrócił Ci we łbie?
Parsknęła, udając obrażoną, po czym podeszła do mnie i zmrużyła oczy.
- Tara, jak Ty wyglądasz?!
- Wyglądam tak, jak chc... Zaraz, jaka Tara?!
- No już, ogarnij się. Przygotowań żadnych nie było, tak, jak chciałaś. Wryłam przysięgę na pamięć, ale na wszelki wypadek będę miała księgę. Wszyscy, którzy mają przyjść, przyjdą.
- To świetnie. Zero zapewne zaraz tu będzie. A co do mojego wyglądu, nie Twoja sprawa. Przecież to tylko ślub. Zero wie jak wyglądam, a teraz wcale nie jest najgorzej.
Przewróciła oczami i wpięła czarne pióra w mój kark, mierzwiąc moje złoto-kremowe futro.
- I pomyśleć, że moja mała siostrzyczka bierze ślub... - zaśmiała się gardłowo i zmierzyła mnie troskliwym wzrokiem (jak to wadera może się zmienić dla swojej młodszej siostry...).
- Nie przesadzaj. To tylko ślub, poza tym było to dość przewidywalne.
- Po prostu chodź, Zero pewnie czeka przed jaskinią.
Skinęłam łbem i wyszłam z jaskini. Zero czekał już na zewnątrz, opierając się o zimną ścianę i nucąc coś pod nosem. Podeszłam do niego i cmoknęłam go w czoło, wyciągając szyję. Basior spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem, lecz zaraz otrzeźwiał i chrząknął.
- Gotowa? - zapytał, lekko stukając pazurami o ziemię.
- Tak. Gotowa. - uśmiechnęłam się krzepiąco - Denerwujesz się?
- Boję się, że zwiejesz sprzed ołtarza, a ja nie zostanę alfą. - mruknął sarkastycznie, a ja zachichotałam cicho.
- Zawsze byłeś milutki. - parsknęłam pod nosem i ruszyłam, miękko stąpając obok basiora. Po chwili dołączyła do nas również powtarzająca pod nosem przysięgę Serafina. Kierowaliśmy się w stronę Świątyni, która de facto nie posiadała formalnej nazwy. Kiedy dotarliśmy na miejsce, "goście" już tam byli. Verall, Cheroke, Shikanro, Racolo i Romino. Uśmiechnęłam się pod nosem, a zebrane w Świątyni wilki powitały nas serdecznie. Przedstawiłam Racolo i Romino, notabene wciąż kryjących się w cieniu, innym zebranym. Cała nasza grupa weszła do Świątyni, ze mną i Zero na czele.
Już po chwili moje łapy dotknęły zimnej posadzki, a do nozdrzy wpłynął zapach trawy, wanilii i stęchlizny. Wokół panowała grobowa cisza, a nasze oddechy roznosiły się echem po ogromnej, opustoszałej budowli. Rozejrzałam się dookoła, wyłapując wzrokiem stare, kamienne posągi bogów. Ołtarz zdobiły dwa największe, przedstawiające Theris i Fenrira. Cała nasza nasza ósemka pokłoniła się, wedle tradycji, przed każdym z bogów, a ja, Zero i Serafina stanęliśmy przed ołtarzem, po czym reszta ustawiła się dwa metry przed nami, w półkolu. Jeszcze raz omiotłam wzrokiem całą tę ogromna powierzchnię - zniszczoną, pokrytą mchem i grzybem, po czym przeniosłam wzrok na wilki. Wpatrywały się we mnie i choć ich usta pozostawały bierne, z ich oczu bił uśmiech.
Poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła (i to wcale nie z powodu nieprzychylnego otoczenia).
Serafina ukradkiem posłała mi krzepiący uśmiech, zapewne zauważając krzywy grymas na moim pysku. Odpowiedziałam jej uniesieniem brwi - nawet nie wiem, co miało znaczyć. Moja siostra odchrząknęła, a ja byłam wdzięczna bogom, że choć przez chwilę wszyscy odwrócili ode mnie wzrok.
- Zebraliśmy się tu wszyscy, aby powiązać tych dwóch węzłem małżeństwa na oczach wszechobecnych bogów. - zagrzmiała, a jej głos rozniósł się po całej konstrukcji. Zwróciła się do nas. - Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
- Chcemy. - zabrzmieliśmy razem, a Zero, chcąc mnie wesprzeć, położył łapę na mojej i nieznacznie uniósł kąciki ust.
- Czy przysięgacie wytrwać w tym związku w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia?
- Przysięgamy.
- Czy przysięgacie wychować swe potomstwo w szacunku dla dobra watahy i miłości do bogów?
- Przysięgamy.
- A teraz złóżcie przysięgę.
- Ja, Zero Black Fire, ślubuję miłość i wierność, a także, że Cię nie opuszczę aż do śmierci, Tobie, Taravio, przed bogami i wszystkimi tu zebranymi.
- Ja, Taravia, ślubuję miłość i wierność, a także, że Cię nie opuszczę aż do śmierci, Tobie, Zero Black Fire, przed bogami i wszystkimi tu zebranymi.
- A teraz złóżcie pocałunek tu, przed bogami, aby upieczętować wasze przysięgi.
Zbliżyłam się do Zero, a ten pocałował mnie bezceremonialnie.
Mój żołądek zaraz eksploduje. Najwyraźniej nie wyjdę za mąż, a w objęcia Serir.
- Zero Black Fire. - zaczęła Serafina, omiatając nas wzrokiem - Po tej ceremonii zostaniesz uznany za alfę. Czy przysięgasz bronić Watahy Smoczego Ostrza, jej sekretów, dóbr i ziem, a także wszystkich jej członków do ostatniej kropli krwi?
Zero dumnie uniósł łeb, patrząc Serafinie prosto w oczy.
- Przysięgam.
- Czy przysięgasz nigdy nie zdradzić Watahy, jej bogów i członków?
- Przysięgam.
- Więc witamy na pokładzie, alfo. - dodała pod nosem tak, aby tylko Zero ją usłyszał.
Zero?
Lepszy rydz niż nic XD