1 stycznia 2018

Od Taiyō - przedstawienie dla całej watahy PRZYKŁADOWE ODCW

Wilczki były lekko stremowane, ja z resztą też. Chyba nawet bardziej od nich. Wszystko było już gotowe.
Scenę oświetlał duży reflektor, a po obu jej stronach stały sporej wielkości głazy, na których... wyryty został scenariusz. Taka budka suflera dla małych. Może i nieco szalony pomysł, ale za to praktyczny.
Wilk, którego poprosiłam o zajęcie się światłem włączał i wyłączał poszczególne lampy, ostatni raz sprawdzając czy wszystko działa. W końcu dał mi umówiony znak. Czas wypuścić małych na scenę.
Wraz z kilkoma aktorami wyszłam na scenę. Zgromadzone wilki powitały nas gromkimi brawami.
- Miło mi powitać państwa na premierze pierwszej sztuki wystawianej przez naszą małą grupę teatralną. Nie spodziewaliśmy się tak licznego przybycia - powiedziałam szczerze. - Niemniej cieszę się, że to wydarzenie wzbudziło tak ogromne zainteresowanie. Jeżeli się państwu spodoba spróbujemy pewnie występować częściej, co? - uśmiechnęłam się do stojących obok mnie przebierańców, ale maluchy zareagowały niezbyt żwawo. - No cóż. Nie ma co przedłużać! Zapraszamy na przedstawienie pt. ,,Mały Miś"!
Światła zgasły, a publiczność skwitowała moją jakże niezwykle płomienną przemowę krótkimi brawami.
Pomiędzy dwoma głazami pojawiła się pierwsza postać. Maluch zerknął na mnie niepewnie, a ja posłałam mu uśmiech i pokazałam wyciągnięty w górę kciuk.
Szczeniak nabrał powietrza w płuca i wypowiedział pierwsze słowa.
Przedstawienie się zaczęło.
Gdy na scenę wchodziły kolejne szczenięta często napotykałam ich spłoszone spojrzenia i uśmiechałam się, żeby dodać im otuchy, a potem już jakoś szło. Moi mali podopieczni nieraz się zacinali, robili dziwnie długie przerwy przy korzystaniu z ,,budki suflera" czy mylili tekst, ale byłam zadowolona z ogólnego efektu. W razie czego stałam przez cały czas nieco dalej, z boku sceny, gotowa w każdej chwili ratować tę biedną sztukę i moich biednych aktorów.
W pewnym momencie, kiedy tytułowy Miś był już na scenie, a spektakl trwał w najlepsze, podbiegła do mnie jedna z puchatych kulek, która również miała za chwilę wyjść zza kulis.
- Taiyō - jęknęła - a jak mi nie wyjdzie?
Usiadłam na ziemi i pozwoliłam jej się do siebie przytulić.
- Jestem pewna, że dasz z siebie 100%. Tak jak na próbach. I co by się nie działo, będę z ciebie dumna.
Nie było czasu na dalsze pocieszanie małej. Kiedy wyszła widziałam, jak jej oczka szukają mnie z boku sceny. Jej także posłałam krzepiący uśmiech. Cośtam z jej występu użarła trema, ale poradziła sobie. Przedstawienie trwało dalej, światła się zmieniały, a maluchy wchodziły i schodziły ze sceny.
- Jestem z was dumna - szeptałam do szczeniaków, które już wykonały swoje zadanie i przyciskałam je do siebie, tak jak trener złotego medalistę mistrzostw świata. - Byliście cudzowni. Spisaliście się na medal.
Po czym - wszystko miałam tak zgrabnie wymyślone (nie można przecież mieć zbyt niskiej samooceny) - ustawiałam odstresowanych aktorów w cieniu, po bokach sceny, by jako chórek tworzyli akompaniament i kazałam im śpiewać (przećwiczone wcześniej oczywiście) piosenki, które miałam przewidziane na końcówkę sztuki, co też chętnie czyniły.
I chociaż nic w tym występie nie było idealne - ani gra młodych aktotów, ani chór kocich muzyków, ani własnoręcznie wykonana przez nich scenografia, to wszystko pięknie się ze sobą zgrywało i tworzyło jedną spójną całość.
Kiedy ponownie wyprowadziłam artystów na scenę, żeby się pokłonić, byłam maksymalnie szczęśliwa i dumna ze swoich maleńkich primadonn i przyszłych mistrzów teatru. Dostaliśmy olśniewałące brawa na stojąco (i najmocniejszy reflektor prosto w oczy), a również, jak mniemam, naprawdę zasłużone.
Gdy światła zgasły wilczki rozbiegły się do swoich rodzin, tatusiów, mam, babć, dziadków, cioć, a przede wszystkim zaczęły biegać w tym tłumie rozmawiając o występie i robiąc jeszcze większy harmider niż był.
Było to niezwykle radosne zgromadzenie. Chyba wszystkim występ młodej trupy przypadł do gustu.
Zebrałam nawet pare gratulacji od dorosłych widzów i - co było rozczulające - podziękowań od szczeniaczków.
Podeszłam do umieszczonej bardziej z tyłu budki dla tak zwanego oświetleniowca.
- Dzięki, Next. Było rewelacyjnie.
Uśmiechnął się wesoło.
- Nie ma sprawy. Miło, że mogłem pomóc.
I tak właśnie wyglądał ten wspaniały wieczór - wieczór przedstawienia najmłodszego pokolenia dla całego WSO.

Wataho?
To przykładowe opowiadanie, co nie znaczy że nie liczę na Waszą odpowiedź

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template