22 stycznia 2018

Od Antilii Quest #2 (ogólne)

Właśnie powoli rozciągałam się po kilkugodzinnym śnie. Słońce delikatnie oświetlało moją jaskinię. Dziś nie miałam nic ważnego do roboty… W ogóle nie miałam jakichś zadań na dzień dzisiejszy. Miałam ochotę coś zrobić…
Dlaczego nie zwiedzić kawałek świata?
Ayoko jeszcze smacznie spał i nie chciałam go budzić. Owinęłam go ciepłej, aby zimne powietrze nie obudziło za wczas. Mimo chłodnego powietrza pogoda była wspaniała…
Niebo miało odcień wspaniałego, królewskiego błękitu i nie było widać żadnej chmury. W nocy musiał spaść świeży śnieg, ponieważ widać było nową warstwę śnieżnobiałej powłoki przykrywająca ziemię. Gałęzie drzew przyozdabiały sople lodu, które załamywały światło by te mogło rozbłysnąć barwami na zimnym puchu. Ptaki, które zostały, cicho ćwierkać lub skrzeczały między sobą. Reszta zwierząt zaszyły się gdzieś w swoich jaskiniach czy norach, aby spokojnie spać albo przeczekać zimę. Taka pogoda powinna być częściej…
Miałam ochotę zrobić coś dla siebie. Nie jestem wprawdzie badaczem czy odkrywcą, ale nie znaczy to, że nie mogę poznać coś nowego. Niewielki spacer dobrze mi zrobi. Zastanawiałam się, czy nie użyć skrzydeł, jednak zrezygnowałam z pomysłu. Z chęcią pochodzę teraz twardo po ziemi. Ostatnio zbytnio nadużywałam zdolności do lotu. Podeszłam do wyjścia mojej jaskini, aby spojrzeć na lodowy krajobraz. Kochałam takie widoki.
Wróciłam do środka i zabrałam kilka rzeczy na wszelki wypadek. Jak najciszej mogłam, wzięłam torbę i spakowałam kilka sztuk lin, nożyk, mapę oraz jedzenie. Przy okazji znalazłam atrament oraz pergamin. Naskrobałam wiadomość dla młodego, aby nie martwił się o mnie, podczas gdy ja będę zwiedzać świat. Niech śpi spokojnie… Liścik położyłam w widocznym miejscu a przed wyjściem dokładniej opatuliłam Ayoko kołderką aby nie zmarzł nadto. Rzuciłam okiem na swój dom czy wszystko jest w porządku… Spojrzała na małego i dałam mu całusa w jego czoło. Spojrzałam w kierunku linii horyzontu i ruszyłam ku nowej przygodzie.
Nie wiedziałam, wtedy co się szykuje…
***
Szłam tak od kilku godzin. Byłam w jakiejś puszczy… Wiekowe drzewa niemalże sięgały nieba swoimi gałęziami, jakby chciały złapać słońce i mieć je tylko dla siebie. Śnieg powoli stopniał, więc widać, że zima ustępuje powoli wiośnie. Roślinność powoli budziła się do życia po kilkumiesięcznym śnie. Zauważyłam nawet kilka przebiśniegów, które, jak sama nazwa mówi, przebijają się przez śnieg, aby zażyć nieco promieni słonecznych. Sople i śnieg na gałęziach drzewnych olbrzymów topnieje, zmieniając się w płynną ciecz znaną jako woda. Delikatnie stawiałam kroki w miękkim śniegu… Co jakiś czas śnieg skrzypiał pod moim ciężarem…
Nagle jednak śnieg wydał trzask…
Stałam nieruchomo, aby nasłuchiwać. Gdzieś w oddali usłyszałam zgrzyt, podobny do tego, który powstaje w wyniku potarcia zardzewiałych kawałków metalu. Kątem oka zauważyłam jakiś ruch…
Nagle ziemia zniknęła mi spod nóg. A ja spadałam gdzieś w głąb ziemi. Chciałam użyć skrzydeł, jednak miałam wrażenie, jakby… ktoś związał mi je niewidzialną liną. Machałam bezwładnie łapami i spróbowałam zahaczyć się o szczelinę w ścianie. Pomysł był zły, ponieważ nie wypalił i miałam bardzo zranioną łapę. Ścianka nie była zbudowana tylko z ziemi, ale też pełna ostrych kamieni. Nie krzyczałam. Często tak spadałam podczas lotu i zdążyłam się przyzwyczaić do tego uczucia. Nie było sensu krzyczeć na darmo…
W końcu twardo wylądowałam na ziemi. Usłyszałam jakiś trzask łamanych kości. Upadłam z całym impetem na prawy bok. Ból przez chwilę mnie zaskoczył, jednak szybko odzyskałam trzeźwość umysłu. Wstałam powoli i również w tym tempie oddychałam, aby nie nasilać cierpienia.
Nie było dobrze. Zauważyłam klatkę.
A ja byłam uwięzioną zwierzyną. Podeszłam wolno najbliżej granicy mojego więzienia i spojrzałam na miejsce, w jakim się znalazłam.
Jaskinia była średniego rozmiaru. Na ozdobnych ścianach płonęły pochodnie, które rzucały nieco światła do tego pomieszczenia. Zauważam też jakieś rzeźby… Przedstawiały one wilki z dumnie uniesionymi głowami i… rozłożonymi skrzydłami. Są takie same jak moje! Wiem, że brzmi to dosyć dziwnie, ale taka jest prawda… Spotkałam kilka wilków podobnych do mnie, jednak nasze skrzydła różniły się na swój sposób. A te wyrzeźbione…
Nie. To nie może być zwykły przypadek.
- Bo nie jest… - powiedział ktoś głosem tak zniekształconym, ale jednocześnie wyraźnym. Odwróciłam głowę w stronę owego głosu. Zatkało mnie.
Nie był to wilk, tylko coś w rodzaju widma czy ducha, utworzony z czarnego dymu, który formował postać. Była dobrze zbudowana, o ile nie zbytnio napakowana mięśniami… Łapy silnie przywierały do ziemi, jakby ich właściciel miał zaraz odlecieć. Krok był zdecydowany i pewny a oczy… Oczodoły zionęły pustką, a coś co można było nazwać tęczówka czy źrenicą, miało krwisty odcień, jaki w życiu nie widziałam.
- Masz rację, moja droga. To nie przypadek. Trafiłaś tu przeze mnie. To ja cię tu sprowadziłem… -mówił powoli i wyraźnie, jednak coś sprawiało, że nie miałam ochoty go słuchać. Coś wewnątrz mnie ostrzegało mnie, że to nie jest przyjaciel… Z kamienną twarzą obserwowałam go. Czegoś ode mnie chce, tylko co?
Wilk zaśmiał się cicho i piskliwie.
- Zgadza się. Chce coś od ciebie… - powiedział, odsłaniając coś, co miało przypominać zęby. Wzdrygnęłam się. Nie podoba mi się to…
- Coś od ciebie… - mamrotał do siebie, jakby mnie tu nie było. Jednak po chwili odzyskał świadomość, że też jestem tutaj. Natychmiast znalazł się przy kratach klatki, w której się znajdowałam. Spojrzał na mnie swoimi ślepiami, przekręcając mnie wzrokiem.
- Czy ty naprawdę nie wiesz, kim ja jestem?! - ryknął. Ja odruchowo cofnęłam się na drugi koniec klatki. Miałam wrażenie, że jego oczy zapłonęły. - Czy ty naprawdę mnie nie poznajesz? - dodał nieco łagodniej, ale mimo to czułam jego gniew. Chodził tam i we wte, nie spuszczając mnie z oczu. Ja podobnie go obserwowałam.
Nagle uderzył mnie potężny ból głowy. Jakby tysiące szpilek były wbijane i wyciągane jak podczas szycia… Widziałam obrazy, jednak poruszały się za szybko, więc nic nie zdołałam rozróżnić, jedynie pojedyncze sceny, które natychmiast znikały… Trzymałam się na nogach, ale ile jeszcze dam radę pociągnąć… Niespodziewanie ból zniknął, tak samo jak się pojawił. Szybko oddychałam, aby się uspokoić, Podniosłam wzrok na zjawę.
Nic się nie odezwałam. Znał doskonale odpowiedź, ponieważ jego oczy rozszerzyły się, aby następnie delikatnie zapłonąć.
- Twoja żałosna matka zrobiła to specjalnie… - odwrócił się plecami do klatki, chcąc pomyśleć. Na te słowa moje oczy zrobiły się jak spodki. On… on znał moją matkę?! Z chwilą, gdy dołączyłam myśl, natychmiast uderzył łapami w kraty i włożył pysk między pręty i wyszczerzył zęby gotowe mnie rozszarpać w każdej chwili.
- Tak, znałem tę brudną sukę. Podobnie jak twojego cholernego tatusia… - mruczał pod nosem, nie zwracając na mnie uwagi. Jednak po chwili przypomniał sobie o manierach.
- Nie bój się… -powiedział cicho, podchodząc do czegoś, co zostało przykryte jakimś czarnym materiałem. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się toksycznie i odsłonił wózek pełen narzędzi chirurgicznych i innych przedmiotów stosowanych podczas tortur.
Przełknęłam ślinę.
Nie mam ochoty na upiększanie.
Niespodziewanie widmo wilka jakby osłabło… Nie umiem tego sprecyzować. Tak jakby… zbladł. Spojrzałam na siebie. Pojawiło się delikatne światło, gdzieś na miejscu serca. Świetlista kula odkleiła się od mojej sierści i zaczęła wirować wokół mojej piersi. Blask rósł, pochłaniając coraz więcej mojego ciała. Z każdą chwilą czułam się bardziej skołowana, było mi niedobrze i kręciło się w głowie. Nie wiem, co to jest i co się ze mną dzieje. Słabłam z każdą sekundą, otaczana przez biel. Potem usłyszałam czyiś wrzask, a potem poddałam się tajemniczej mocy.
***
Pierwsze poczułam zimno. Miałam przemoczone futro. Czułam wodę, która chce wtargnąć pod powierzchnie sierści. Powoli otworzyłam oczy. Nic nie dostrzegłam. Była głęboka noc. Po krótkiej chwili byłam w stanie rozróżnić pojedyncze obiekty. Byłam chyba… w jakimś lesie… Leżałam na roztopionym śniegu. Całe ciało mnie bolało. Tym bardziej głowa. Spróbowałam wstać. Nogi jednak odmówiły mi posłuszeństwa. Jednak nie poddawałam się. Przeczekałam dłuższy moment i ponowiłam próbę. Udało mi się wstać, jednak nogi mam jak z waty. Zrobiłam krok. Nadal się trzymam, choć mam ochotę zasnąć tu i nigdy się nie obudzić, jednak muszę wracać.
Spojrzałam na siebie. Wyglądałam gorzej niż koszmarnie.
Będę musiała się gęsto tłumaczyć…
Jednak teraz czas wracać do domu.
Ale mimo to te słowa o mojej rodzinie nie dawały mi zasnąć. Dzięki temu nadal trzymałam się w pionie.
Czas wracać do swojej rodziny - pomyślałam gorzko.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template