Czym prędzej wczołgałam się do małego otworu i odetchnęłam z ulgą. Korytarz był wąski, ale z ciekawości wślizgnęłam w głąb. Gdy zaczęło być naprawdę duszno, korytarz skończył się, a ja stałam teraz w wielkiej podziemnej komorze. Z sufitu zwisały ogromne stalagmity pokryte kwarcem, na ziemi piętrzyły się pokłady szafirów i akwamarynu. Całość rozświetlał blask. Blask?! Jak pod ziemię docierało światło słoneczne? Wychyliłam się za dość pokaźnej górki klejnotów, spoglądając na rzędy blaszanych wagonów. Obok spali ludzie. To miejsce jest jedną wielką kopalnią. Chciałam jak najszybciej się stąd wydostać. Cofnęłam się do przejścia, jednak kryształ zadźwięczał pod moimi łapami, echo uderzało o delikatne kwarcowe ściany, a kilka stalaktytów spadło na ziemię. Jeden z górników wyrwał się z głębokiego snu. Zaczął się rozglądać na boki, chwytając za strzelbę (I jak na człowieka przystało) zaczął we mnie strzelać. Pokłady klejnotów zawaliły się na półprzytomnych górników. Na szczęście na przeciwko mnie była kolejna odnoga jaskini. Wskoczyłam do niej, a przejście się zawaliło, pozostawiając tylko kilka małych szczelin przez które wpadały nikłe promienie światła lamp oliwnych.
Myślałam, że byłam już bezpieczna. Wstałam z czarnego pyłu złapana atakiem kaszlu. Moje uszy zwariowały, kręcąc się na boki. Zerknęłam w górę. Pod samym sufitem lśniła para wilczych oczu. Przyjrzałam im się uważnie.
- Jesteś tu z tego samego powodu co ja, czy raczej chcesz mnie zabić? - Spojrzałam w górę uśmiechając się pod nosem. Nie wiedziałam, że własnym słowem można dodać sobie otuchy, ale mi się to chyba udało. Mimo woli przysiadłam na piaszczystym podłożu, oczekując reakcji "drugiej strony".
Ktosiu?