Stanęłam nad basiorem, który leżał teraz przede mną, nieprzytomny. Omiotłam go spojrzeniem. Z jego łba ciekła strużka krwi, plamiąca podłoże. Westchnęłam i zarzuciłam sobie go na grzbiet. Łapy basiora bezwładnie zwisały po moich bokach, a ja, czując się ciężko jak nigdy, zawlokłam się do jaskini medyków. Akurat była w niej Scarlett. Wadera skinęła w moją stronę łbem, uśmiechając się lekko. Spojrzała również w stronę Zero, wysyłając mi zaniepokojone, acz spokojne spojrzenie. Zrzuciłam bezwładne ciało basiora na koc rozłożony pośrodku jaskini, lecz zanim jego łeb uderzył o ziemię, podłożyłam pod niego łapę i delikatnie osunęłam na koc.
- Uderzył łbem o ścianę. - wyjaśniłam waderze stojącej obok - Sprawdź tylko, czy nic mu nie jest.
- Oczywiście. Już się tym zajmę.
Scarlett zaczęła przyglądać się ranie Zero, a ja wyszłam z jaskini, siadając oparta o drzewo. Czekałam i czekałam, aż się rozpadało. Krople deszczu uderzały rytmicznie o ziemię, a ja, wsłuchana w tę melodię, nie zwracałam uwagi na wodę spływającą po liściach prosto na mnie. W końcu usłyszałam wołanie Scarlett. Spokojnie weszłam do jaskini, powolnym, dumnym krokiem.
- To nic poważnego. - powiedziała wadera.
Zero siedział z bandażem na głowie, oparty o ścianę. Podeszłam do niego i stanęłam na wprost basiora. Spojrzałam mu w oczy i odchrząknęłam. Jedno oko miał zaciśnięte, drugie zaś skierował na mnie.
- Jeśli chcesz, powiem Ci o co chodzi. Tylko teraz uważaj, bo nie mam zamiaru znów Cię tu zawlekać. - powiedziałam, spoglądając na niego z góry.
Skinął łbem, a ja zaczęłam wychodzić z jaskini.
- Dziękuję. - rzuciłam jedynie w kierunku Scarlett i wyszłam z jaskini.
A deszcz wciąż lał...
Zero??