- Nawet jeśli miałbym cię zabić, to i tak ta jaskinia zaraz runie w gruzach. - Powiedziałem powoli podchodząc.
Wadera widząc moją sylwetkę od razu spoważniała.
- Czyli mnie nie zabijesz?
Przewróciłem swoimi czerwonymi ślepiami, wziąłem nieznajomą za kark i wrzuciłem sobie na plecy.
- Trzymaj się. - Położyłem uszy po sobie.
Popatrzyłem się za siebie i szybko dałem susa ku wyjściu. Wysadziłem ją pod jaskinią alf i teleportowałem się do siebie. Położyłem się przy wejściu do mojego domu i zasnąłem.
*Rano*
- Zero? Możesz na chwilkę? - Taravia znów coś ode mnie chce.
- Jasne... - Burknąłem.
- Oprowadzisz Seven? Nie zna tutejszych terenów... Wskażesz jej własną jaskinie. - Powiedziała i wyparowała. Na jej miejscu stała ta sama Wadera którą widziałem wczoraj.
- A więc nazywasz się Seven? - Podrapałem się po głowie. Chodź pierwszy raz w życiu udało mi się bycie miłym.
- Tak... A ty Zero?
- Zero Black Fire. Wyszkolony morderca. Syn demonów śmierci. - Moje oczy błysnęły.
Seven trochę się wystraszyła, lecz za chwilę na jej pysku pojawił się uśmiech.
- To... Gdzie idziemy? - Wadera szybko wtrąciła.
- W moje małe, ulubione miejsce. - Także się uśmiechnąłem, lecz był to mój "zdradziecki uśmieszek".
- Łooo... - Seven wszędzie się rozglądała. Gdy osunęła jej się łapa zaczęła spadać z klifu. -Pomocyaaaa!!!!
Postanowiłem użyć swojej mocy. Wyrosły mi skrzydła i zleciałem po waderę. Chwilę później siedziała cała przerażona.
- Umiesz nie spadać? - Powiedziałem zaczynając się śmiać.
- Nie. To nie moja wina. - Warknęła.
To takie... Bezcenne. Jeśli by mnie zaatakowała i tak by zginęła pierwsza. Przypominając sobie mój zabójczy charakterek, postanowiłem wypróbować waderę.
- Dobra. Zaatakuj mnie. - Zaśmiałem się.
Seven spojrzała się na mnie suchym wzrokiem.
- Wygram z tobą!
Wadera wstała i jakąś mocą rzuciła we mnie kamieniem. Odsunąłem się i sprawiłem, aby Seven dostała tego "Tchnienia Śmierci".
Na chwilę padła na ziemię. Szybko mrugała oczami i dostała drgawek.
- Oj, za dobry w to jestem. - Zacząłem się śmiać i bezcennie patrzeć jak Seven się męczy.
Nagle znikąd pojawiła się Taravia, mierząc mnie przeraźliwie bolącym wzrokiem.
- Miałeś ją oprowadzać, a nie uśmiercać! - Krzyknęła.
Westchnąłem i podszedłem do leżącej Seven.
- Demon , kite sa a sèt présié. Li te sèlman yon repetisyon . Mwen pa t ' vle l' fè anyen. Tanpri padonnen . - Wykrzyczałem patrząc się w niebo.
- Co? - Powiedziała Taravia.
-Nic. To po porostu język, którym posługują się Demony śmierci. Poprosiłem, aby ją nam zostawił. - Uśmiechnąłem się.
Taravia zdziwiła się moim zachowaniem. Nagle Seven się obudziła.
Seven?