~ ROMINO! - wrzasnęłam "w myślach", wciąż próbując zapanować nad gniewem ~ Co Wy sobie wyobrażacie?! Wysłałam cię na misję, a nie na zabawę!
~ Tara... - próbował, lecz mu przeszkodziłam
~ Masz tu zaraz wracać, ale już!
~ Nie, ja pr...
~ Nawet nie próbuj przepraszać. - mruknęłam, przestając krzyczeć. ~ Twój brat o wszystkim się dowie. Miałam cię za odpowiedzialnego wilka, a tu upijasz się na misji.
~ Nie mów mu! To nawet nie jest misja.
~ Nie? - zapytałam, a Romino najwyraźniej poczuł się dość niepewnie.
Milczał.
~ Wracaj. Z Cavalerią czy bez niej.
~ Nie rozkazuj mi. - warknął, a ja prychnęłam.
~ Dlaczego? - zapytałam nawet bardziej kpiącym tonem niż chciałam
~ Bo to, że ją śledziłem, było z mojej strony zupełnie dobrowolne. Nie wiem, jakie masz kontakty ze członkami watahy, ale najwyraźniej dość słabe, skoro nie ufasz im na tyle, żeby oni ją śledzili. Nie masz prawa mi rozkazywać, nie należę do twojej watahy. Nie masz nade mną żadnej władzy i będę robił co tylko chcę. Równie dobrze mogę zabić Cavalerię, bo nie jest już na twoich terenach. Nic nie możesz mi zrobić. Jesteś zdana na moją łaskę.
Uniosłam brew, sama do siebie. To, co powiedział, miało sens i lekko zbiło mnie z tropu. Rzeczywiście, nie mam prawa niczego mu kazać. Nie mam nad nim żadnej władzy.
~ Czyli ją zabijesz? - mruknęłam ~ Proszę bardzo, zabójco od siedmiu boleści. Pewnie nawet jesteś od niej słabszy. I tak nigdy nie będziesz taki jak twój brat.
Nie odezwał się. Uderzyłam w czuły punkt. Niby tylko jedno zdanie, ale wiedziałam, że go to zabolało. Czułam, że przesadziłam. Przecież wyświadczył mi przysługę...
Westchnęłam.
~ Przesadziłam. Przepraszam.
Cisza. Postukałam pazurami o kamienną posadzkę.
~ Romino... - zaczęłam, lecz przerwał mi. Przynajmniej się odezwał!
~ Nic więcej nie mów. Nie wracam. Udowodnię ci, że potrafię zabijać. Choćby na Cavalerii.
Zacisnęłam zęby. Mam tylko nadzieję, że po prostu żartuje...
Cavi?