- Nie trzeba, sama obejrzę tereny. - zamrugałem kilkakrotnie, przenosząc wzrok na szarooką waderę, która wciąż się we mnie wpatrywała.
- Na pewno? Mógłbym Ci wszystko wyjaśnić, poopowiadać co i jak... Poza tym taki dostałem rozkaz. - skrzywiłem się, po chwili jednak posyłając jej ciepły uśmiech.
- Tak, na pewno. Rozejrzę się, przecież się nie zgubię.
Westchnąłem w duchu, mimowolnie zaczynając stukać pazurami o ziemię. Jeszcze raz przyglądnąłem się waderze, nie dochodząc jednak do żadnych nowych wniosków.
- Co to? - spytałem, kierując wzrok na ciemną posokę, która pokrywała znaczną część jaskini.
- Nic. - odparła, po czym, zapewne widząc mój pytający wzrok, dodała - Nie bój się, nie krew.
- To chyba dobrze. - odparłem, tak jakby od niechcenia - Z tego, co mi wiadomo, jesteś wojowniczką, a nie uzdrowicielką czy magiem.
- A co to ma do rzeczy?
- Noszenie krwi w fiolkach nie jest w twoim zawodzie zbyt normalne, czyż nie?
Poza tym, owa ciecz pachnie zbyt słodko jak na krew, ma zbyt kleistą konsystencję i coś za bardzo się błyszczy.
Wadera, która automatycznie zaczęła przyglądać się tajemniczej - przynajmniej dla mnie - substancji, subtelnie, aczkolwiek zauważalnie, przekręciła oczami. Nie wydało mi się to jednak lekceważące, bardziej przypominało to zwykłe znudzenie tematem. Chrząknąłem, lekko przekręcając łeb i powoli ruszając ku wyjściu.
- Może jednak skusisz się na mały spacer?
- Nawet nie wiem, jak masz na imię.
Zmarszczyłem brwi, chwilowo popadając w zamyślenie.
- Czyżbym się nie przedstawił? - pomyślałem na głos, a wadera wciąż stała w miejscu, nieskora do rozmowy. - Eskander, młody strateg, miło mi.
Skinęła głową, ruszając do przodu. Sukces!
- To gdzie chcesz najpierw iść? Polana, centrum, jezioro?
Nathing?
<przepraszam, że tak długo...>