Wynurzyłam się na przeciwległym brzegu i otrząsnęłam z płynu, który szybko zniknął z mojej sierści - teraz dziwnie puszystej. Eskander dotarł tam tuż za mną. Uśmiechał się dziwnie, jakby starał się nie wybuchnąć śmiechem i nagle uświadomiłam sobie, że muszę wyglądać jak mała, owłosiona kulka.
- Co jest kolejnym punktem programu? - spytałam.
- Zależy co wolisz - odparł, dodając swoje trzy grosze - Nie wiedziałem, że lubisz kąpiele.
Spojrzałam mu w oczy, starając się nie wyglądać zbyt groźnie.
- Ja też nie.
Nie odpowiedział, więc zmieniłam temat:
- Teraz chyba najodpowiedniejsza byłaby polana. Wspominałeś o jakiejś...?
- Chodź - obrócił się i ruszył.
Podczas drogi utrzymywaliśmy ciszę. Nie nazwałabym tego milczeniem, zachowaliśmy się tak automatycznie.
Melancholijna, wolna przestrzeń wśród drzew, porośnięta trawą, pełna małych, srebrnych motylków... Jednym słowem: moja bajka. Miałam wrażenie, że oszaleję z niewypowiedzianej euforii. Kręciłam się, padałam na trawę, biegałam i robiłam różne podobne rzeczy zachwycając się najmniejszym drobiażdżgiem, a basior przyglądał się temu z nieskrywanym już zupełnie uśmieszkiem.
Eskander?
*u psów i wilków łokcie są tuż przy tułowiu