- Mam za nią iść? - zapytał basior, a ja skinęłam łbem.
Ziarenka piasku uniosły się na wysokość moich oczu i zaczęły wirować, tworząc kształt wilka. Po chwili Romino, w całej swej okazałości, stanął przede mną, unosząc brew.
- O ile to dla ciebie nie problem. - westchnęłam.
- Wiesz, że nie. Powiedz mi tylko, co mam robić.
- Po prostu uważaj na nią. Sama wyrusza w dość niebezpieczną podróż, a ja nie chcę, żeby coś jej się stało.
- Czyżby Taravia z kamieniem zamiast serca się o kogoś troszczyła? - parsknął, a ja przewróciłam oczami.
- Jestem alfą. Resztę sam powinieneś sobie dopowiedzieć.
Posłał mi kpiące, acz przyjazne spojrzenie i jego ciało dosłownie rozsypało się na miliony ziaren piasku, które, niesione przez wiatr zniknęły z mojego pola widzenia.
~ Nie wiem, czy to dobry pomysł. Łatwo możesz stracić ją z oczu. - mruknęłam do niego, używając słynnej telepatii
~ Jak tylko sobie życzysz, pani. - zakpił i znów pojawił się przede mną, jakieś kilkanaście metrów.
~ Idź, zaraz ją zgubisz.
~ Wiem co robię.
Westchnęłam w duchu i ruszyłam w stronę jaskini, rozmyślając o sprawach związanych z watahą.
~ Mam ją. - usłyszałam, a ja skinęłam łbem, do samej siebie.
~ Zaczęłabym bić ci brawo, ale obawiam się, że nie usłyszysz. - mruknęłam. - Ale dziękuję. Na razie nie interweniuj, pokaż się dopiero, kiedy będzie w niebezpieczeństwie.
~ Cholera!
Uniosłam brew.
~ Co jest?
~ Uff, myślałem, że mnie zauważyła...
Parsknęłam i wróciłam do swoich obowiązków.
Cavalerio?
Przepraszam za tak długą przerwę ;-;