Dzisiejszy dzień był strasznie radosny. Na to czekałem. Aby w końcu móc się zaklimatyzować. Więc gdy wyszedłem z jaskini zaczerpnąłem dużo świeżego powietrza. Patrzę, a tu śnieg, wreszcie się doczekałem. Idąc wzdłuż ścieżki spotkałem małego jelonka. Nie miałem ochoty go zabijać. Nie jestem mordercą. Nagle kilometr na północ usłyszałem wołanie łani. Pewnie jego matki. Wiec postanowiłem go do niej zaprowadzić. Boże, mały zadawał tyle pytań. Strasznie natrętny ten jelonek.
- Jak masz na imię? - spytał mnie mały.
- Jestem Joker, ale mów mi Jo.
- Jestem Zingo. Ty jesteś prawdziwym wilkiem? - Spytał maluch.
- Tak! I cię zjem!! - Jelonek zaczynał uciekać, aż w końcu zmieniło się w to w ganianego. Ale ten jeleń szybko biega.
- Nie złapiesz mnie. - Wystawiał mi język.
- Zobaczymy... - Rzuciłem się na Zinga, a on spanikował. I zaczął krzyczeć.
- Zostaw, zostaw!!
- Nie bój się, nie zjem cię. Po zabawie ruszyliśmy na północ, po długim marszu w śniegu. Usłyszałem kolejne główne wołanie łani. Była tuż za rogiem.
- Mamo, mamo!! - Krzyczał Zingo.
- Mały znalazłeś się! - Krzyczała łania.
- Mamo poznaj Jo, on mnie uratował.
- Witaj Jo. - Powitała mnie łania.
- Witam.
- Och, Jo, jak mam ci dziękować?
- Nie trzeba, naprawdę.
Poszedłem do jaskini.