Ponowny śmieszny dzień. Tym razem, kiedy sięgałem po kawałek królika zauważyłem, że nie ma mojej laski!
- Zaraz! Gdzie ona jest!? O nie! - Krzyczałem na całe gardło. Szybko wybiegłem z jaskini i pobiegłem do Taravii.
- Co się stało? - Zapytała Taravia.
- Moja... La... La... - Nie mogłem złapać oddechu.
- Powoli, powoli. No już, mów.
- Zgubiłem swoją laskę!
- No i...
- I...? No tragedia! - Bez niej nie jestem Jokerem!
- Oj, nie przesadzaj. - Parsknęła wadera. A ja pobiegłem do Darkny.
- Dana!
- Nie mów do mnie Dana! Co się stało?
- Zgubiłem swoją laskę!
- CO MNIE TO?! ODCZEP SIĘ! - Zaczęła krzyczeć. A ja poszedłem do Serafiny, ale jej nie było. No normalnie TRAGEDIA! Poszukując laski napotkałem Zero i jego szczeniaki.
- Hej. Widzieliście moją laskę?
- Nie. - Powiedział Zero
- Ja widziałam. - Powiedziała Ingreed.
- Gdzie?!
- Tam, nad rzeką. - Pobiegłem tam.
- Jest i zguba hahaha! Mój błąd, że cię nie odłożyłem do szufladki. He he...
- Hej. To masz już laskę? - Zapytała Darkna.
- Tak! - Powiedziałem szczęśliwy.
- Sorki za to, że byłam dla ciebie zła.
- Nie, nie musisz. - wykrzyknąłem. Wadera spojrzała na mnie pięknym, zaś i zauroczającym wzrokiem.
- Eee... Co tak patrzysz?
- Co... Nie, nic tylko tak. Bo tam jest motyl.
- Aha... - Spojrzałem sztywnym wzrokiem, głupio się szczerząc.
- To ja lecę, pa!
- Pa! Wróciłem do domu i położyłem laskę do szuflady... Chyba.