7 lipca 2019

Od Kalisty Laguny Merlin cd. Harbringera

Równowaga, wciąż jej potrzebowała, bo nawet w jej ukochaną jesień, gdy natura szykuje się na sen, bywa głośniej. Ruszyła specjalnie wolnym krokiem, by mogła obserwować od tyłu dostojne kroki starszego. Co jej wcześniej strzeliło do głowy by udawać nieosiągalną samice?  Uhh przecież on jest idealny. Wydawało jej się, albo dostrzegła parę siwych włosów na jego grzbiecie, odruchowo zrobiła wielkie oczy. Słońce zaświeciło mocniej, jak na zawołanie ukazując lepiej te kilka dłuższych kosmyków z futra Harbringera wystające w różnych kierunkach. Może to ze stresu? W końcu przetrwał tak wiele, a może to właśnie z wieku? Chociaż praktycznie, fizycznie nie powinniśmy się zmieniać. - zamrugała, by oczy wróciły do stanu poprzedniego. Wilk przystanął i zerknął na waderę, pewnie chcąc się upewnić czy Kalia w ogóle za nim podąża... albo i nie.  Nie powinno go to dziwić, że się patrzę, w końcu to on tu zna teren jak własną kieszeń, nie ja. - przeszło jej przez myśl kiepskie, ale jednak wytłumaczenie, dlaczego się gapi. Ruszyła szybko głową by zakryć pod włosami rumieńce. Zrobiła jeszcze ze cztery kroki, wychyliła się i chwyciła w zęby soczyście czerwone jabłko z gałęzi wystającej od wschodu. Młode drzewo zatrząsł się gwałtownie tak, że pod łapy  wilczycy spadły liście. Wygląda na to, żę zaprowadził nas do sadu... - przeanalizowała i usiadła aby chwycić zdobyty owoc w pazury. Ugryzła kilka większych kawałków, potem zjadła też ogryzek i uśmiechnęła się jak szczeniak, który właśnie dostał nagrodę. W sumie pierniczyć diety.
- Coś małomówna się zrobiłaś. - stwierdził Harbringer.
- Tak mówisz? - wysunęła wargi i uciekła wzrokiem na sekundę, gdy usłyszała westchnięcie ponownie uniosła łeb. - Dlaczego się zatrzymaliśmy? - spytała i machnęła swoim długim ogonem po ściętej trawie. 
- Też lubię jabłka - stwierdził.
- Jaki rodzaj? - próbowała pociągnąć rozmowę. 
- Sam nie wiem... - podrapał się po brodzie.
-  Soczyście czerwone? - wskazała krzak, z którego urodzaju przed momentem ze smakiem
skorzystała - A może papierowo żółte? - uniosła pysk wskazując rosnące wysoko jasne papierówki Czy raczej te kwaśne zielone, jak wilcze miny gdy zima się dłuży? - zakończyła wskazując siebie. Harbringer chwilę milczał. Jakieś owady bzyczały w tle, wiatr lekko zawiał przez uchylone okienko. Po chwili wilk wstał, podszedł nieśpiesznie do cienia starego drzewa oznaczonego białą masą wapienną, podniósł jedno brązowawe jabłóżko, spojrzał Kaliście w oczy, odezwał się niskim głosem - Lubię te delikatne, które spadły 
jakby z nieba. Są dojrzałe i rozpływają się w ustach przy każdym ugryzieniu. - to powiedziawszy
podał waderze jabłko. Nie mogła oderwać wzroku od jego łagodnych oczu, zatkało ją, 
dopiero gdy machnął jej owocem przed nosem przyjęła go niepewnie.
 - D-delikatne mówisz... - ugryzła kawałek - Ahh! Niebo w gębie! - oblizała się - Ty to masz dobry gust Harciu! -  nagle nastrój jej się zmienił na napakowany radością.
- Harciu? - zaśmiał się krótko niebieskoszary i uniósł znacząco brew w górę.
- Eee - odwróciła głowę - Tak mi się wyrwało hehe.
- Więc twoje ulubione pod względem smaku są te czerwone... - wilk machnął łapą i pchnął jedno z samotnych czerwonych brył w stronę Laguny, ta zatrzymała ruchem ogona toczący się owoc. - Nie do końca. Unikam faworyta w tej dziedzinie. Prawda jest taka, że każde lubię jeść o innej porze roku. Wszystko ma swój odpowiedni czas, w którym najlepiej nam smakuje. - i nagle podskoczyła na cztery łapy, zakręciła się, zaczęła nucić wesoło własną piosenkę przedłużając niektóre sylaby:
- Zielone jabłuszko rośnie sobie~ 
Jednak czerwone widzę je w mej głowie 
Szare jest w cieniu, żółte na drodze
Brązowe gdzieś w błocie, błękitne w wodzie
Lecz wciąż zielone jabłuszko rośnie sobie~
Roześmiana okrążyła Harbringera kilka razy,  basior zerwał w międzyczasie jakieś
białe kwiatki rosnące między nimi, gdy Laguna  się zatrzymała, wplótł je między jej gęste loki. Uśmiechnęła się szeroko, czuła się szczęśliwa. - Dokąd teraz mnie zabierzesz książę?  
- Co powiesz na taniec między różami? - powolutku chodził w koło razem z nią.
- Nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie...
- Wybacz... księżniczko - powoli przymknął powieki.
- Byliśmy już przy różach, ale też je lubię, więc odstawmy te lokacje na wieczór. - uśmiechnęła się delikatnie w odpowiedzi.  Będzie bardziej romantycznie.
- W takim razie zapraszam na południe - jak powiedział tak zrobił i ruszył w kierunku południowym. Kalista potupała drobnymi kroczkami za nim.
  Nie minęło dużo czasu a znaleźli się dużym polu. Wokół rosły łany z różnych zbóż. 
Długi pas szeleszczącej pszenicy i jeszcze zielonego dzwoneczkowego owsa z jednej strony, a po drugiej stronie złocisty jęczmień, który aż chciało się dotknąć, bo jego kłosy poruszające się na wietrze wyglądały jak delikatne futerko, od samego patrzenia czuło się miękkość.
Zatrzymali się na wąskiej  dróżce wydeptanej między zbiorami.
 - Jak tu ślicznie - zachwyciła się wadera. - Prawda. - przytaknął Harbrnger.
- Niezwykłe jak duży jest ten ogród... może to głupia propozycja, ale... pościgamy się? - położyła przednie łapy na ziemie zachęcając do zabawy, zachowała się zupełnie jakby byli dziećmi... ale Kalista czuła się teraz jak szczeniak. Była ciekawa jak Harbringer zareaguje i miała też cicha nadzieję, że basior się zgodzi, bo od dawna chciała przebiec się przez pole, poczuć jak nasiona łaskoczą po bokach, wiatr wieje jej w twarz z zapachem mąki a ktoś towarzyszy jej obok... ktoś kogo od dawna jej brakowało, towarzysz na całe życie, którego w sercu potrzebowała, jednak nie chciała się z tym pogodzić aż do teraz. Koniec z samotnością. Czasu na nadrobienie szczenięcych lat dostała mnóstwo~

To co Harciu? Berek? XD

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template