Powoli odwróciła głowę. Jej cudowne, złote oczy zeszkliły się, a łapy zaczęły drżeć. To ona, moja Shante...
- Nigdy więcej... - szepnąłem, a po pysku spłynęła mi łza. Podbiegłem do Shante i objąłem ją jak najmocniej. Jej delikatne ciało zawirowało w powietrzu, a łapy oplotły mój kark. Tak bardzo pragnąłem jej zapachu, jej dotyku. Tak bardzo tęskniłem za jej tajemniczością.
- Nigdy więcej tak nie rób... - szepnąłem, całując ją w głowę. Usłyszałem cichy szloch, tłumiony przez moje futro. Jej ukryty pyszczek był mokry od łez.
- Nie płacz, już wszystko dobrze - objąłem ją jeszcze mocniej, wtulając się w białe futerko. Nie pozwolę jej już odejść, nie dam jej tego zrobić. Chwyciłem jej pyszczek w obie łapki i podniosłem do góry.
- Jesteś ze mną, nie musisz się już bać - posłałem jej promienny uśmiech. Nasze nosy zetknęły się. Odwróciliśmy się w stronę Taravii, która siedziała i wpatrywała się z uśmiechem.
- ,,Tęsknota jest największym dowodem miłości" - zacytowała, a na jej pyszczku zagościł pogodny u śmiech. Odwróciła się i ruszyła w stronę jaskiń.
Chwyciłem Shante za łapkę i przyciągnąłem do siebie.
- Obiecaj, że mnie już nie zostawisz... - patrzyłem w jej oczy, oczekując na odpowiedź. Jak dobrze, że znów tu jesteś.
Shante? Neron nie potrafi bez Ciebie żyć :3