- Wiecie, do Canterlotu będziecie musieli udać się pociągiem, bo na piechotę zajęłoby Wam to sporo czasu. – podgalopowała do nas fioletowa klacz.
Ja i Plusz zatrzymaliśmy się jak jeden mąż i odwróciliśmy się w stronę kucyka. Dopiero teraz to mówi? Co jeszcze musimy wiedzieć, a nam nie powiedziała? Jak tak dalej pójdzie zostaniemy tutaj na wieki.
- Więc, gdzie w końcu iść? – westchnęła chodząca żółć. – I czy jest coś jeszcze o czym nie wiemy?
Klacz machnęła głową na znak, aby iść za nią. Wyprzedziła nas i poprowadziła.
- Nie daliście mi dokończyć. Sami nie dacie rady ubłagać księżniczki. Jedynie ja, zaufana uczennica królewska może to zrobić. Chętnie Wam pomogę.
- Ja teeeeż! – wykrzyczał zbliżający się głos za nami.
Nie mógł być to nikt inny jak Balonówa. Po co ma zawracać sobie nami tą swoją pustą głowę. I tak nie jest do niczego potrzebna, zwłaszcza, że Puchatek już wystarczająco obniża poziom inteligencji w tym otoczeniu. Poza tym, mam niemałe wrażenie, że niejaka Twilight, ma dosyć duże mniemanie o sobie.
- Różowy, wesoły kucyku, nie chce być niegrzeczna ale jesteś tutaj niepotrzebna. – zwrócił się do niej Pluszak.
Na te słowa stanęła w miejscu ze smutną minką. Zaśmiała się smutno, mówiąc, że rozumie i idzie się zająć swoimi babeczkami które zostawiła w piekarniku. Oj Lumosku, ty niemiły konusie~ Twilight spojrzała ze współczuciem na odchodzącą przyjaciółkę.
- Oj nieładnie tak ranić uczuć innych Puchatku. – przystawiłem jej kopyto do czoła.
- Zabierz to coś, bo Ci to odgryzę! – odsunęła je swoim. – Zresztą, powiedziałam jedynie prawdę, nie ma się co obruszać.
~**~

- Więc to jest Canterlot… - szepnąłem do siebie.
Przyznam, że nigdy w życiu nie widziałem tak szykownego miejsca. Miejsca w których żyłem, były obrośnięte drzewami, trawą… ogólnie naturą…. Tutaj, wszędzie stępują dostojne kucyki, są sklepy, białe domy zdające się lśnić niczym porcelana.
- Możemy już iść? Straciliśmy strasznie dużo czasu na dojazd tutaj. Zamierasz go dalej marnować Ciutrok?

Podeszliśmy bliżej wrót bram, które po chwili otworzyły się ukazując wysokiego, śnieżnobiałego konia, bo kucykiem tego nazwać nie można, z latającą grzywą i ogonem.
- Księżniczko!
Fioletowa mądrala z płaskogrzywiem, podbiegła do księżniczki i przytuliła jej kopyto. Ta objęła ją czule kopytem. Więc, to jest ta księżniczka?
- Wasza wysokość, toż to wielki zaszczyt poznać. – ukłoniłem się niziutko.
Usłyszałem cichy chichot Puchatka. Trąciłem ją w bok, aby przestała ryć i się ukłoniła. Spiorunowała mnie spojrzeniem i ukłoniła się.
- Mnie również. – uśmiechnęła się serdecznie.
Puchatku? ;p